poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Powiesz mi?


Kamuflaż. Mistyfikacja. Zasłona dymna i siatka maskująca. Dla ludzi. Bez względu na gabaryty, przekonania i cechy fizyczne. Wzrok taksujący, penetrujący, szukający dookoła. Podejrzliwy i nieufny. Bo przecież ktoś może odważyć się zajrzeć pod spód. Pod tę pajęczynę pozorów, pod zasypaną miliardem słów zaspę fałszu, której rozkopać nikt dotychczas nie miał odwagi. I obnażyć. Zapytać wprost, bez względu na błagalne spojrzenie. Cały świat poświęca większość czasu na sprawy mniejszości, która terroryzuje każdą możliwą większość, a gdy ta próbuje się bronić dostaje łatkę brzydką w słowach cedzonych z pogardą. Każdy udaje, że nie widzi śmieszności sytuacji. Zapomina, że osiemdziesiąt procent czasu świat poświęca na dwadzieścia procent przypadków. Wiem, że więcej poświęca i mniej licznemu zbiorowi, ale nie chcę wyjść na liczykrupę, więc poprzestańmy na takich proporcjach. Masa drży przed Dawidem, który z własnej słabości czyni siłę i rozzuchwala się coraz bardziej. Wrzeszczy. Pcha się na pierwsze strony i oskarża. Żali się i piętnuje.

Uczę się pokory, milczenia się uczę. Ktoś zdolniejszy ode mnie myli już tolerancję z akceptacją, komuś przeszkadza mój brak zachwytu dla poczynań marginesu i pluje na moje poglądy, w których konserwatyzm dominuje, choć nie tak zuchwale jak w hasłach piejących chwałę odmienności kast zgromadzonych w kręgach o tak błahej liczebności, że nawet wybór przedstawiciela jest grzebaniem w poszukiwaniu mniejszego zła bardziej niż szukaniem autorytetu mogącego wnieść do dyskusji głos rozsądku i nadać rozmowie priorytet uwzględniający wagę zjawiska. Patrzę, jak standardy stają się zaściankiem, jak w centrum kipią ekstrawagancje, oryginalności i strach nazywać to co się pcha do głosu, bo żebym to robić mógł bezpiecznie musiałbym być ortodoksyjny na tyle, żeby trzeba było się ze mną liczyć. Musiałbym być sterem i okrętem dla samego siebie, względnie wpuścić na pokład coś mniej, niż Noe miał odwagę.

Krzyczeć chciałem. Głośno i bezwzględnie. Nie chowając słów po rękawach i nie ukrywając znaczeń w zawoalowanych niedopowiedzeniach, w subtelnościach niedostępnych dla większości. A zamiast tego szepczę gdzieś w zaścianku, że dobrze byłoby zająć się globalnym kłopotem większości. Krzyczą narody wybrane, manifestują własną seksualność, mizeria walczy o równouprawnienie, o dostrzeżenie i akceptację, o miliard ustaw/nakazów/zakazów/paragrafów/uwag i przywilejów. A ja? Ja jestem pacyfistą i nie chcę walczyć. O nic i za nikogo. Chcę żyć w świecie, gdzie walka sprowadza się do gier umysłowych, lub sportowej rywalizacji. Do filmów przyrodniczych, w których natura zadba brutalnie o równowagę środowiska eliminując słabość. Trochę się boję, że wyeliminuje mnie, ale chyba mam niewielki wpływ na wybór przyrody. Mam krzyczeć? Mam sztandar wymalować hasłami, w jakie odziany mogę na szańcu stanąć z pieśnią, co krew wzburzy i pociągnie za przykładem co mniej inteligentnych, albo bardziej narwanych? Nie wiem, czy umiem, nie wiem, czy chcę. Może, jak będę cicho siedział, to mnie przyroda nie zauważy? Może skusi się na jazgotliwe jednostki i im tchawice przegryzie, żeby nie zakłócały poobiedniej drzemki. Może zamiast krzyczeć zaczną wtedy burczeć głęboko w trzewiach drapieżnika. Z pieśnią sytości w ostatnią ruszą walkę, nim użyźnią ziemię.

Nie zapytam o twojego Boga, czy barwy klubowe. Nie zapytam z kim sypiasz i czym żołądek napełniasz. Mogę o nic nie pytać. Stać mnie na taki gest. Tylko nie każ mi siebie kochać. Nie każ klaskać fałszywie, jeśli wynurzysz się z własnym manifestem. Bo rewolucjonistów też nie lubię. I kochać za nic, albo na siłę. Żyjesz ze swoim upośledzeniem i patrzysz, jak żyję ja w moich ograniczeniach zanurzony. Kiwnę ci głową bez nienawiści, albo ramionami wzruszę, kiedy się odwrócisz plecami. Nieważne. Żyj. Przecież niekoniecznie nasze ścieżki muszą się zbiegać. A nawet jeśli, to możemy się minąć bez słowa. Bez chorągwi i szczęku oręża. Bez plucia sobie pod nogi. Nie znam cię i nie wiem, czy poznać chcę. Może się jednak zdarzyć. I co wtedy? Znajdziemy temat do rozmowy? Być może. Bo tolerancji i ciekawości we mnie sporo i choć nie rozumiem, nie akceptuję, to znajdę chwilę na godziwą rozmowę. Na twój monolog, jeśli znajdziesz słowa, które nie kaleczą. Dlaczego akurat ty miałbyś być godzien uwagi? Przecież na ziemi jest kilka miliardów odszczepieńców. Wyrzutków, którzy szukają wspólnika do życia pod wspólną ideą. I mało komu się udaje. Dlaczego akurat ty? Powiedz mi proszę. Chętnie posłucham.

16 komentarzy:

  1. "Uczę się pokory, milczenia się uczę."
    To nie jest pokora - to poddanie się terrorowi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może nie mam racji i tylko mi się wydaje? nie mam w sobie energii wystarczająco, żeby walczyć. ani ochoty. wolę zanurzyć się w światach, które mi służą. może moja wersja postrzegania świata jest tylko kolejną nadinterpretacją i buntem ograniczonego umysłu?

      Usuń
    2. Nie, to zdrowe odruchy człowieka nieotumanionego nienormalnością.

      Usuń
    3. może jestem skażony statystyka, ale ona mi mówi, że prędzej zdechnę na cukrzycę albo raka niż od eksplozji nuklearnej. a jakoś więcej energii poświęca się zbrojeniom, zamiast leczeniu. i takich aberracji jest więcej. wszędzie są. ludzie zajmują się bzdetami i marnują energię nieproporcjonalnie do wagi problemu. i to budzić powinno zdumienie. emerytom nie wystarcza na życie po czterdziestu latach pracy, ale partie za brak pamięci o nich pobierają profity, które zresztą same sobie przydzielają. ech... nie chce mi się gadać.
      kolejka do okulisty na zabieg - trzy lata. do onkologa jeszcze dłużej. a uczelnie wypluwają lekarzy każdego roku... kosmos. zajmujmy się dalej czternastoma zaratusztraninami w województwie mazowieckim, albo czymś równie pasjonującym.

      Usuń
    4. Nic dodać, nic ująć. Dlatego wciąż podtrzymuję przekonanie o Twoim wzorcowym zdrowiu psychiczno-osobowościowym.

      Usuń
    5. świat na głowie stanął. a przykłady chyba z Ameryki płyną - ubezpieczenia od gwałtu przez ufoludka... z niedowierzania kręcę głową. ale to fakty.

      Usuń
    6. Chi, chi... nie chciałbyś być zgwałcony przez ufoludka!

      Usuń
    7. a tym bardziej nie chciałbym towarzystwu ubezpieczeniowemu udowadniać podobne zdarzenie. chyba nie wierzysz w powodzenie?

      Usuń
    8. Nigdy nic nie wiadomo... Niestety, z Zachodu płynie od lat gigantyczne tsunami głupoty i nie dam głowy, czy nie wygrałbyś takiego procesu.

      Usuń
    9. moja wiara jest zdecydowanie bardziej krucha. sławny, to może stałbym się za sprawą mediów, ale w odszkodowanie nie wierzę - przyjrzyj się gwałtom, które się zdarzają niestety - tym bestialskim atakom ludzi na ludzi. i co? nawet tu nie ma pewności, że kara dosięgnie sprawcę.

      Usuń
    10. Wiesz... Po latach kontaktów z tzw. wymiarem sprawiedliwości już wiem, że do sądu nie idzie się po sprawiedliwość, tylko po wyrok. A to ogromna różnica...

      Usuń
    11. ja nazywam to inaczej - po czerwonego orzełka. czasami ma to znaczenie.

      Usuń
  2. Nawet jeśli chcemy ukryć się przed światem, to zdarza sie, że ten świat i tak nas znajdzie i zmusi do zajęcia stanowiska, bez uników...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świat szuka tych, co krzyczą głośno - może mnie nie zauważy.

      Usuń
    2. na razie trwam w tym przeświadczeniu.

      Usuń