piątek, 30 kwietnia 2021

Solarium.

 

Obudziłem się przepocony na wskroś. Aż zębami zacząłem szczękać, kiedy własnym oddechem poraziłem rozpaloną skórę. Noc była ciemniejsza od tych, które potrafi ufundować nów. Zadbałem o to przed zaśnięciem, pieczołowicie odcinając pomieszczenie od zewnętrznych świateł. I teraz budzę się pośrodku niczego, zaplątany w prześcieradło i z krzykiem. Nie widzę kompletnie nic, kierunki świata zwiędły i spadły na podłogę – szczęśliwie grawitacja nie straciła orientacji i wciąż trzyma mnie na łóżku. Inaczej lewitowałbym wokół ścian, czy lampy.

 

Zgroza podwaja mi oddech, choć nie dzieje się nic. Tylko cisza drze się okrutnie, kalając słuch. Porażające doznanie pustki wszechświata. Tak zapewne czułby się kosmonauta wypluty w bezkres przestrzeni przez uszkodzoną rakietę. Ostrożność każe mi zaprzestać nerwowych ruchów – kto wie, co czai się w tej gęstwinie. Upał nie maleje. Pocę się dalej, a poducha z większym trudem pochłania emocje. W końcu zdobywam się na odwagę i wyciągam dłoń w syrop nicości.

 

- Jest – chyba krzyknąłem wewnątrzczaszkowo, bo przepłynął przeze mnie piorun myśli układu nerwowego.

 

Pod dłonią poczułem porowatą płaszczyznę, lekko falującą pod niepewnym dotykiem. Umysł zgęstniał z wysiłku, usiłując odkryć, z czym przyszło się mierzyć. Najfantastyczniejsze z pomysłów podszepnięte strachem płowiały, jak dywan rzucony na słońce, aż na placu boju została ostatnia hipoteza:

 

- Obraz!

 

Tak! To musiało być to! Teraz, kiedy logika wskoczyła na tory, pamięć otrząsnęła się z szoku i zaczęła podrzucać coraz więcej wskazówek. Obraz leżał za łóżkiem. Wielki, zbyt wielki na małą klitkę stał oparty dłuższym bokiem o podłogę, czekając na pomysł, gdzie mógłby zawisnąć, lub czyją ozdobić ścianę.

 

Przymknąłem oczy. Nie było sensu męczyć ich, skoro i tak ciemność kosmiczna nie dawała nadziei na szczegóły. Przypominałem sobie ów obraz niespiesznie. Noc długa, mogłem pozwolić sobie na drobiazgowość. Krajobraz afrykański. Nie, żebym był geograficzną Alfą i Omegą, ale na tle akacji pasło się stadko żyraf, więc, jeśli nie był to ogród zoologiczny, to Afryka zdawała się jedyną sensowną lokalizacją. Nawet nie była jałowa. Może koniec pory deszczowej, bo zieleń zajmowała spory fragment obrazu, a niebo smużyło bielą i błękitem. Cętki żyraf układały się w tajną geometrię trzech wymiarów, rosnąć wraz z rosnącymi brzuchami sycących się wielkoludów.

 

- Oryginał, czy kopia? – nie wiedzieć czemu dylemat mnie potrącił, aż się zachłysnąłem – No pewnie, że oryginał! Wszak z obrazu żar taki bucha, aż mnie obudził. Ciekawe, jaką mam teraz karnację?

6 komentarzy:

  1. tak z ciekawości przyszłam z rewizytą.A tu problem z karnacją! i dylemat z obrazem: skoro za duży i nie wiadomo co to, to może na strych?
    Przepraszam. Pada, a mnie się trzymają żarty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i całe szczęście. niech się trzymają. lepiej żartować, jak chorować.
      bywają większe problemy, niż karnacja - wszak lato tuż tuż i pora pomyśleć o plażach i różnych innych rozkoszach kąpielowych.

      Usuń
  2. Obraz za łóżkiem, w dodatku w ciemności to niezłe pole dla wyobraźni, co rusz można widzieć inny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a gorąc bucha od niego... mówię Ci! O-K-R-O-P-I-E-Ń-S-T-W-O!

      Usuń
  3. Prozaicznie przyznam że bez obrazu też hormony buzują, a brak wyobraźni może być czasem wybawieniem . :)Ale obraz/opowiadanie namalowałeś interesujący. Koszmar nocnej rzeczywistości połączony ze sztuką. A może tak właśnie wygląda życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moim zdaniem - życie składa się z drobiazgów. mało kto żyje "duże życie" i ma epickie przygody. a takie małe, jak kupno bułeczki w sklepiku osiedlowym trafi się każdemu choć raz w życiu.

      Usuń