czwartek, 18 stycznia 2018

Głodne marzenie.

Pan z miękką twarzą, tak delikatną, że szczelnie zamknięte okna w samochodzie, to trochę za mało, żeby nie uwłaczać tej delikatności wzrokiem noszącym ślady porannej irytacji na zbyt długo niezmieniające się światła. Parę kobiet pociągnęło wzrokiem za ową parkującą delikatnością z westchnieniem kryjącym uczucia tak rozmaite, że wolałbym ich nie precyzować. Po drugiej stronie… cóż – znowu (bo mi się to zdarza z premedytacją i wyzywającą bezczelnością) zdarzenia dzieją się stadami – pani za kierownicą, z twarzą wydelikaconą ponad bieżący wiek, bo ludzie tak powinni wyglądać dopiero w następnym stuleciu, kiedy zrezygnują już zupełnie z brutalności natury i otoczą się sterylnością sterowaną do szóstego miejsca po przecinku najdrobniejszej ze skal pomiarowych. Grzywka dotykając czoła usiłowała je porysować, kiedy pani pochyliła się nad jednym z zegarów deski rozdzielczej, a ja nie mogłem nic zrobić, więc uniosłem mój wystraszony żal dalej, nad wodę, gdzie kaczki sprawdzały, jak szybko dziczeje Rzeka, gdzie podziały się zutylizowane garaże wraz z nocnym stróżem i psem, którzy przecież byli wkomponowani w ten krajobraz tak samo doskonale, jak uschnięta dwa lata temu kaleka grusza, co dziś wyłącznie kształtem ubogiej korony drapie zadumę w płowiejącej pamięci. Dorównać miękkością dzieciom, to już wyzwanie ponad siły współczesnej dorosłości – może dlatego z takim rozrzewnieniem patrzy się na małoletnie, niezdarne życie, które potrafi skaleczyć do łez choćby i wzrok zbyt ostry. Drobiazg wiózł, lub niósł radość w sobie i pytania na zewnątrz, aż śnieg się topił ze wzruszenia. Dziewczyna, nie tyle ładna co intrygująca, twarz miała oczywiście pozbawioną martwej skóry i niosła świeżość własną ostrożnie, a ja oddech wstrzymałem, żeby ruchliwą, swojską bakterią nie pokalać tych przestrzeni delikatnych bardziej niż ptasie mleczko. Milczałem, bo o czym mówić i jak, kiedy słowa ze mnie wychodzą zbyt twarde wobec tych widzeń, a bardziej miękkich już nie znam. Znowu słownik stał się zbyt ubogi, żeby opisać widziane i kolejny raz trudno wysławialne marzenie podniósł z kurzu moich chceń. Napisać choć raz treść na komplet zmysłów. Jeden jedyny raz dotknąć niemożliwego i przyszpilić do papieru treść, w której będzie smak, zapach, wrażenie i jeszcze to, co tylko podświadomością kiełkuje i wrażeniem, pamięcią nieistniejącego. Wiem – jestem pazerny, ale choć jeden raz… noszę w sobie nadzieję, że kiedyś się uda.

2 komentarze:

  1. Jeśli chcesz włożyć w słowa sensoryczną treść, to może po prostu nie szukaj jej w ludziach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech... próbowałem i bezludzia...
      mizernie... trzeba więcej ćwiczyć

      Usuń