W
trójwymiarowym szkle rysuję perspektywę kryształów. Zachowuję zbieżność kątów i
nachylenie płaszczyzn. Pozwalam jej utonąć w nieskończoności punktu
zaczepionego głębiej, niż sięgnąłbym najdłuższym pędzlem. Żeby nie rozpraszać się
w zbyt wielu odbiciach, nie rozmieniać na drobne, dzięki równoległości pozornych
luster, odbijających w nieskończoność wciąż zmniejszające się negatywy,
korzystam z błękitu i srebra. Rzadziej z bieli. Reszta barw jest zakazana.
Przynajmniej do czasu, kiedy opanuję wnętrze bryły, mającej więcej wymiarów,
niż znam. Krzywizny zacieniają się nawzajem, linie dążą do nieoczywistych portów
przeznaczenia. Pędzel potyka się o krawędzie i przeźroczyste ściany. Głębia
puchnie, tętni i kipi życiem. Coraz trudniej mi sięgnąć nienazwanego.
Górnicy rzeźbią w półmroku, ja bym się bał bez Niani!
OdpowiedzUsuńprzezorny Janek
tak, ale górnicy nie chcą po sobie zostawić obrazu, tylko wygryzają to co stworzą na bieżąco. ich materia kruszy się i wyjeżdża we fragmentach na powierzchnię.
Usuńa niania ma dość sił żeby fedrować?