Tramwaj, na mijanych przystankach powoli
napełniał się starszymi ludźmi. Siwowłosy gaduła zdawał żywiołową relację
szanownej małżonce z sukcesów w realizacji zlecenia kupna (kapusta biała plus
pieczarki) i informował o chwilowej lokalizacji wiktuałów w zaciszu kuchennych
mebli. Ba! Przyznał się do potwornego szaleństwa, żeby w związku wciąż gorzał
płomień pikanterii – w ramach samowoli zakupowej (nałogowiec wstrętny!) nabył
był (rozrzutny, jak to chłop!) z myślą o własnych kubkach smakowych (paskudny
egoista!) nieco kiszonej kapusty po 9,90 za kilo. Musiał ją kochać
bezgranicznie, skoro zdobył się na tak porażającą szczerość i wyznanie
bezprecedensowego bezeceństwa.
W tym czasie, stojąca dyskretnie na marginesie
widoczności księżniczka laskonoga zdążyła właśnie rozmyślić się z dalszej
podróży. Srebrnowłosa, owinięta grubym szalem drobinka, przy wsparciu kuli
usiłowała opuścić pokład lukiem pasażerskim, jednak trójnóg nie bardzo ją niósł.
Dopiero wsparcie rumianego (domyślnie nieustająco rumianego) king-konga, rocznik
pięćdziesiąty góra, sprawił, iż rozstała się z pojazdem skutecznie,
rozpoczynając oficjalną wizytację parku, leżącego między jedną, a drugą
„Biedronką”. Pan tymczasem, mimo zasłużonej dumy, wsiadł na pokład zasapany,
jakby dopiero co ręcznie ukończył kampanię buraczaną – sapał i dyszał
niemożebnie, jednak nie wymagał wsparcia kardiologicznego, czy teleporady pulmonologa.
Cierpiał godnie i milcząco.
Wzrok musiałem mieć niezwykle ciężki,
bo ilekroć powłóczyłem nim po wnętrzu, natykałem się na skierowane przeciwnie
spojrzenia z niemym znakiem zapytania w niemierzalnych głębinach oczu. Najpierw
łysy okularnik, o pucołowatym wszystkim, później dziewczę niebanalne, w berecie
i mnóstwie biżuterii utkanej tu i tam, po namalowanym chybcikiem ciele. Szczęśliwie pojazd
został błyskawicznie opanowany przez chmarę szkolnego narybku, którego
żywiołowe uwagi dotyczące świata rozproszyły niepewność wewnątrz pojazdu i
kazały skupić się na bezpieczeństwie organów – w tym wewnętrznych. Jazgot na szczęście
nie zaburzył pracy silników elektrycznych i cel podróży ślamazarnie, ale jednak
– zbliżał się. Bo przecież nie ja. Trudno zbliżać się, siedząc grzecznie w kąciku,
przytulony do okna, studząc gorączkowe spostrzeżenia dostojnym zimowym chłodem.
Nana.
OdpowiedzUsuńNo i tłumacz Jej!
Dlaczego, dlaczego tak, nie siak? W tych tramwajach. TU pan motorniczy śmiał wyrzucić pasażera z napoczętą butelką wina! Skandal!
Każe chodzić mi w berecie, ale męskim!. Chętnie zrobiłbym sobie fotkę z tym dziewczęciem niebanalnym w beretce.
Nana mówi, że retusz zakryje blizny, szramy na mojej twarzy, albo wręcz od. Wyjdzie, że to celowa działalność artystyczna, albo wypadek przy pracy u pijanego mistrza brzytwy. Wtedy każdy w berecie pozwoli mi się z sobą sfotografować?
Później wykład o kiszeniu kapusty u Polaco spod Barcelony.
Co to jest selfie?
przezorny Janek
tłumacz - to może być zaproszenie do flirtu, a nie ciekawość.
UsuńCzyli chodzi o zaspokojenie? Droga jedna...
OdpowiedzUsuńJakie to banalne.
Kastaniety, flamenco, szpilki i Nana.
Na stole słoik z kiszoną kapustą, a ja na kulawym taborecie klaszcząc w dłonie recytuję :" taki jest twój narzeczony. Oto cały jego dobytek. Zastanów się nad tym. Nie będziesz towarzyszką mojego życia, jeśli nie potrafisz żyć tak jak ja".
K. r.300 p. n. e.
I całkiem trzeźwo" Ona tańczy dla mnie"? Założyła szpilki Slamander.
przezorny Janek
trochę Cię poniosło. ale - skoro tak wygląda Twój banał, to strach poznać rozwiązania bardziej ekstrawaganckie.
UsuńSrebrzystowłosa obuła swój trójnóg zapewne w czółenka. Solidne, podkute gwoździami, skórzane menkesy. Za to Nana przefrunęła w swojej wieczornej flamifeeli, cała w nastroju czarnego tulipana. Na jednej nodze!
OdpowiedzUsuńDobrana z nich para byłaby, gdyby nie ten tramwaj -ja na tamburynie? Wina brak! Malaga?
przezorny Janek
pani wyglądała na taką, której nie stać na podkute, skórzane buty.
UsuńWidzimy to, co chcemy widzieć. Zostaje jeszcze nieokiełznana wyobraźnia. Tego nam nikt nie zabierze!
Usuńprzezorny Janek
oczywiście. ale buty z wyobraźni nie ogrzeją tej pani wcale. może tylko sumienie fantasty.
UsuńGdybym to ja była obiektem widzenia (cóż za zaskakująco odwrotna perspektywa!), ujrzałbyś mnie przed chwilą bezdennie zdumioną nad plastikową ikrą sypiącą się z równie plastikowej zatyczki...
OdpowiedzUsuńcóż - gdybym to zobaczył, zapewne nie byłbym w stanie otrząsnąć się z tego widzenia szybko. i skrobnąłbym zdanie, czy dwa.
UsuńGdy tyle interesujących obiektów krąży we wszechświecie, to i podróż komunikacją miejską jest mega intrygująca. Chyba zacznę korzystać :) Zresztą chyba nawet będę musiała w sytuacji, gdy ilość samochodów zostanie zredukowana do liczby bliskiej zeru. A to już perspektywa rychła...
OdpowiedzUsuńP.S. Też uwielbiam przyglądać się ludziom- kiedyś o tym napisałam tak: https://wokolciebie.blogspot.com/2018/03/lubie-przygladacsie-ludziom.html
Pozdrowienia zostawiam...
skoro widzisz i lubisz, to może warto częściej pisać? bo patrzeć, to już potrafisz.
Usuń