Starszy pan szedł pod wiatr, jedną ręką
trzymając się psiej uprzęży (piesek z tych więcej karłowatych) w drugiej niósł
spróchniałe kawałki desek. Pewnie hodował termity albo korniki i niósł dla nich
zapas pokarmu. Niebo pełne tłustych chmur wyglądało jak paleta malarza,
usiłującego zmieścić na niej wszystkie możliwe odcienie szarości. Dość
schludnie komponowała się z podniebnym pejzażem twarz pani, wyglądającej jak
księżyc dwie doby przed pełnią. Gdy zerknąłem po raz drugi dostrzegłem
zwiotczałe mięśnie i makijaż ukrywający starannie nawet wymyślone na darmo uczucia.
Obok stała młoda dziewczyna w bluzce politechnicznej z krótkim rękawem,
objuczona bagażem dwustronnie – noszony na plecach zapewne był plecakiem, a ten
z przodu? Brzusznik?
Z dywagacji pseudofilozoficznych wyrwał
mnie widok błękitnej walizki, która staranowała żywopłot i ugrzęzła w nim
trwale i bezpańsko. I równie porzucone wiktuały w trzech reklamówkach
zalegające na ławce pośrodku niczego. Zapewne świadczyły o czymś dramatycznym,
jednak nie działo się nic. Za to młodzi ludzie nie cierpią na wiosenne tęsknoty
i coraz liczniej zaklinają rzeczywistość, ubierając krótkie rękawy i nogawki,
żeby wreszcie ciepło stało się przewidywalną normą. Mnogość drobnych,
szczuplutkich pań ciągnących kołowe walizy świadczyć musi o ruchliwości żywiołowej,
starannie zaplanowanej, a może wręcz zaprojektowanej.
W przejściu podziemnym natykam się na towarzystwo mieszane, wśród którego dziewczyna w czarnym podkoszulku na ramiączkach, nie bacząc na gromadkę znajomych i tłum obcych energicznie sprawdza dłońmi, czy jej piersi nie przemokły na wylot. Chwilę później dostrzegam ślady psiego desperata – wspiął się na bazaltowy parapet apteki i szukał wejścia przez szybę. Szkło nie pękło, więc albo zrezygnował z leków, albo tunelował do wnętrza unikając wzroku ciekawskich. A ciut później młody szczypior z wypryskami na twarzy szedł prowadzony nieznaną ideą w ręku niosąc papierową torebeczkę, w jakiej zmieścić się mogła pojedyncza bułeczka. Mogła, co nie świadczy, że tam była. I tylko szpak oszukańczo ćwiczący kukułcze śpiewy beztrosko chybotał się na wierzchołku wciąż nagiej brzozy.
Czy moglbys opisac bluzke politechniczna ? Zaciekawila mnie ta politechnicznosc. Kolokazja
OdpowiedzUsuńjasne - czarny t-shirt z malowankami - godłem politechniki w kolorze złotym plus jakieś loga/obrazki/hasła itp
UsuńBrzusznik? raczej napierśnik! Gdy gorąco, lepiej na piersi nosić plecak, nie wytapia dziury w plecach...
OdpowiedzUsuńpani niosła bagaż zdecydowanie niżej niż piersi. ale nie chciałem być "dowcipny".
UsuńUwielbiam Twoje widzenia. A tak przy okazji, zafrapowała mnie mysl, kim są "młodzi lądzienie".
OdpowiedzUsuńmiało być młodzi ludzie nie... itd - już poprawiam
UsuńCoś przespaliśmy?
OdpowiedzUsuńBidonik w łóżku pusty.
Nie jedliśmy dwa dni i tylko siebie jesteśmy spragnieni. Mamy chyba kołatanie, migotanie i arytmię w swoich sercach i pełne ręce roboty. Zatracić poczucie czasu, zegar stoi i tak ładnie pada za oknem. Przyśnijmy jeszcze trochę, jest nam tak cieplutko, odpocznijmy po nocy.
Zdumienie, to mało. Konwektor. Co to jest?
Świta, czy zmierzcha? My, my,my....
przezorny Janek
brak apetytu kojarzy się z chorobą.
UsuńChoroby świetnie diagnozuje Zanussi. Jesteśmy dopiero na początku drogi.
OdpowiedzUsuńCzy myślimy o dwutygodniowej głodówce i spacerze po rozżarzonych węglach drzewnych. Żar jest i nie ma strawy. Łóżko z palet.
przezorny Janek
znaczy - drewniane łoże. nie byle co w czasach płyt wiórowych.
Usuń