Na jednym przystanku, co bardziej żwawe
osobniki puszczały komiksowe dymki, z niezbyt czytelną informacją. Ja (może z
powodu słabości wzrokowej) nie umiałem rozszyfrować przekazu. Za to zauważyłem
dziewczątko, które choć ubrane na przyzwoitą zimę, niosło przytroczony do
kompaktowego plecaczka parasol. Taka przezorność w tak młodym wieku? Bo chyba
nie planowała wycieczki aż do wiosennych burz nad wyraz skromnie wyposażona?
Nawet survivalowy sprzęt zajmuje odrobinę większą kubaturę, niż nośność jej
miniaturowego bagażnika.
Na kolejnym przystanku kontempluję
dialog - pani w okularach, posiłkując się rękami, rozmawia z osiłkiem
(posiłkowanie się osiłkiem jest zabiegiem zamierzonym i świadomym). Nowoczesny
king-kong w dresowych spodniach miał najwyraźniej rozbudowany panel
podzielności uwagi, gdyż słuchając z niewątpliwym zaangażowanie, potrafił
oburącz naciągać gumkę spodni i wietrzyć (chłodzić?) pośladki, rytmicznie
napowietrzając wnętrze wolne od bielizny – no, chyba, że preferował stringi w
modnie cielistym kolorze. I to pewnie dlatego spadł na mnie dylemat, czy
cielistość strojów może kształtować rasistowski światopogląd? Epatowanie
kolorem skóry, jawna demonstracja podkreślona kreacją i lekceważenie barw
pozostałych karnacji świata, to konkretna pożywka dla szukających różnic między
ludźmi.
Później zaczęły się mnożyć przed moim
wzrokiem istoty noszące zamiast czapek spore słuchawki. Rozumiem, że w dbałości
o ocieplenie słuchu, choćby kosztem stygnącego czoła i grzywki. Wzgórze
rozdarte zębami koparek wywnętrza się mimo chłodu, choć słońce także wdziera
się do wykopów i rozdrapuje brzegi. Czapla czuwa nad fosą i przelicza pogłowie
ryb, którym udało się przetrwać niezbyt okazały luty. Znów chodzę po mostach i
zaglądam Miastu w zakamarki. Zdarzam się na wyspach i daję się oślepić krytemu
chromem szkieletowi lewiatana, wylegującego się na żwirze Daliowej Wyspy.
Pozwalam uwieść się półmrokom (udało mi się uniknąć uroków półmroku) podstarzałej
Hali Targowej i urodzie pyzatych straganiarek zachwalających płody ziemi.
Ignorują mnie smutne dziewczęta o
sznurowadłach niebezpiecznie rozwiązanych i te o dekoltach zbyt odważnych jak
na początek marca. Mimo to, a może dlatego właśnie, przypominam sobie m. Nie ma jej tu i dlatego Miasto jest
trochę bardziej płaskie i mniej tajemnicze. Zielone tygrysy nie buszują w
szuwarach, wieloryby z naręczami porów nie podróżują w południowo-zachodnie
dzielnice Miasta, nocne tramwaje przestały jeździć, kiedy ich najwierniejsza
pasażerka zrezygnowała z Miasta i zaszczyca inny klimat swoim nietuzinkowym
postrzeganiem.
Idę wzdłuż Rzeki. Kilku chłopa w
kufajkach maluje ławki, na koniec ujarzmiając je taśmami ostrzegawczymi z
karteczką „świeżo pomalowane”. Nastrój mam bardziej frywolny, więc kusi mnie,
żeby dopisać na takiej karteczce „nie widać!”
Pani zbudowana więcej niż słusznie,
dziarsko podąża w kierunku dworca w wiśniowych spodnio-rajtuzach, którym
producent jawnym, maszynowym ściegiem wytyczył areał pod pośladki. Daremnie
wszakże, bo pani miała znacznie większe potrzeby rozwojowe i zaadaptowała na
potrzeby tychże również tereny przyległe. Nie wiem, czy protestowały – ja
jednakowoż wcale nie!
Kurdes flack.
OdpowiedzUsuńPrzez lata całe byłem Strażnikiem Rzeki . Ławki z drewna i żadnych ćwoków w kufajkach. Za to Foczki z mojej plaży tylko w kaniołkach. Przy kości Kobity. Morsy, "la scoora" i duży bebzun.
przezorny Janek
niechybnie - świat się zmienia.
UsuńNa wszelki wypadek wyjrzałem przez okno. Stagnacja. Trzeba zmienić szyby, albo okulary. Szkło zmienia wizje?
OdpowiedzUsuńprzezorny Janek
a nie? krzywe zwierciadła, to też szkło.
UsuńMoże Lustra? Weneckie albo fenickie. Butla z acetylenem i palnikiem rozwiązałaby sprawę. Samemu pokusić się o jakąś zmianę w szarzyźnie dnia, sążnistym strumieniem ognia. Wszystko pod kontrolą, a kiedy termometr wskaże 660 stopni C uzyskamy oczekiwany efekt. Lustro weneckie, przez które można dojrzeć materię i rozwiązać zagadkę powstania nieba.Tak zapewniał gromadkę gapiów na przystanku spawacz w kombinezonie ochronnym i maseczce.
OdpowiedzUsuńByłem częścią materii i dalej nie dosłyszałem, bo obowiązywał mnie ruch. Świat mignął mi w oka mgnieniu, a skupiony byłem na pedałach i automatycznej skrzyni biegów, której nie zdążyłem jeszcze zamontować w mojej Syrence. Czas ucieka od kiedy istnieje świat, a ja w swojej Magdzie rozwijam jedynie 65 km/h. Świat to widzi, dlatego zdecydowałem się na skrzynię automatyczną z hondy. Ze szrotu. Środki komunikacji miejskiej są tak mało komfortowe w godzinach szczytowania tłumu, a raczej poszczególnych jednostek zwanych tłumokami.
przezorny Janek
słów masz w sobie więcej, niż zdołasz udźwignąć. wentyl bezpieczeństwa przyda się niechybnie.
UsuńBez spiny?
OdpowiedzUsuńWciąż wydalam niepotrzebne słowa i staję coraz lżejszy. Wentyl zatem działa. Też tak masz?
Bez bólu i problemu z dźwiganiem, gorzej ze zrozumieniem, co?
Cóż, niechybnie czas na paraleksję, aleksję i agramatyzm, ale to długa droga do pojęcia świata alternatywnego.
Widząc dziewczyny w rajtuzach i karminowych ustach, nie dostrzegamy tysięcy czerwców kaktusowych na jej ustach. Te mszyce powodują, że nie mogę całować takich ust.
przezorny Janek
ę. dziewczynę!
OdpowiedzUsuńprzezorny Janek
robaczywe usta nie potrzebują czerwców. choć o nie coraz łatwiej, bo stały się legalne.
Usuń