poniedziałek, 22 września 2025

Biedna biedronka prosi prosionka, by się z wijem uwijał.

 

Dziewczęta o włosach połyskujących jarzeniowo kolorami nie z tej ziemi, wymalowane mocniej, niż klaun podczas cyrkowych występów. Mała Mi, jak zwykle z dwoma urwisami, lecz od pewnego czasu chłopcy nie zapychają się wielkimi bułkami, tylko majtają nogami i zadają seryjnie pytania dotyczące spraw istotnych i nie tylko.



Niby-dzień z niebem pełnym granatowo szarych chmur stoi na krawędzi między światem widzialnym i nie. Z wystawy puszcza do mnie oko drewniany kogut, któremu bez namysłu przypisuję meksykańskie pochodzenie, choć żadnego uzasadnienia nie mam i raczej nie muszę. Jakiś idiota płci mi obojętnej wyrzucił oknem jabłka. Duże, rumiane i na pierwsze spojrzenie nadające się do jedzenia. Czyżby aż tak pamiętał nauki i konsekwencje zjedzenia zakazanego owocu? Teraz pewnie robaczywieją mu myśli.



    W drodze powrotnej zauważam kozako-kalosze do minispódniczki i japonki do bluzy z kapturem. Mój zachwyt nie znał granic, aż trafiłem na kruchą istotę prowadzącą przez przejście dla pieszych psa – doga z tych najokazalszych. Pani była niskopienna i gdyby chciała dosiąść swego rumaka musiałaby wysoko podskoczyć, albo wczołgiwać się w sposób przynoszący ujmę każdemu alpiniście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz