niedziela, 14 września 2025

Decyzje strategiczne.

 

    Na wyprzedaży trafiam klęczniki w doskonałej (co łaska) cenie, więc się nie waham i biorę hurtem trzydzieści trzy – obsłużą na początek trzy drużyny wraz z kapralami na czele. Wtedy dopiero okazało się, że tanio, to już było, a co łaska zawiera ukrytą w niebie cenę minimalną (mój Boże, do czego to doszło, że za nędzne grosze przyjdzie imię Pana sławić, niech będzie trzy tysiące plus datek na dziatki z afrykańskiej klatki). Wykosztowałem się, jakbym odpust zupełny kupił w pakiecie dla onych trzech drużyn (plus kaprale, a ci, to grzeszyć potrafią jak nikt na świecie). Pluton spał snem niewinnych, ledwie co trzeci pod kocem miętolił wyposażenie pozwalające mu bez mataczenia osiągnąć status szeregowego, kaprale oczywiście rżnęli w pokerka, a najmniej sprawny kanciarz przegrywał właśnie żołd własny na trzy miechy w przód i swojej drużynie obstalował obieranie ziemniaków na trzy tygodnie łącznie z niedzielami.


    Wpadam do koszar, niczym furia, co się z uwięzi zerwała. Panie prowadzące się lżej, niż traktor ze wspomaganiem, błyskawicznie przechodziły przyspieszony kurs skoku wzwyż ponad ogrodzeniem, a karą za brak wyniku, zostawała podarta kiecka, tlący się w kpinach honor i kilka szram na tyłku, bo drut kolczasty nigdy nie wybacza. Oficer dyżurny karcił właśnie w karcerze jakiegoś nieszczęśnika, więc gdy mnie ujrzał rozporek zapinał tak szybko, że spontanicznie doznał ran bojowych budzących nie tyle współczucie, co współodczuwanie odbierające gardłu wilgoć i łzawiące oczy. Może od niego spowiedź rozpocząć dla naprzykładu? Póki piżmaki w pasiakach śpią, jak młode warchlaki? Oficer postawiony do pionu transformował do postaci jąkajły i nie potrafił sklecić najprostszego raportu dotyczącego stanu osobowego, czy braku wydarzeń nadzwyczajnych. Podejrzane.


    Zarządzam alarm z wpisem do dziennika… znaczy nocnika, bo godzina coś koło drugiej po północy. Nocnik przyjął, choć już pobieżna lektura wykazała pewne braki literackie obejmujące mniej więcej siedem miesięcy od ostatniego wpisu. Rozpacz. Wojsko wymazane gumką, bez osiągnięć, bez cienia działania. Niewidzialny oddział-widmo. Śpi sobie, a wróg czuwa! Apel mundurowy, wraz z umeblowaniem, uzbrojeniem i uprzedzeniem wszystkich do wszystkich. Tempo pobudki mogło powalić stoika, albo postawić na nogi laika. Tylko kaprale, stara gwardia, wiecznie gotowi i umundurowani od dwóch niemal lat, nieco cuchnący, ale frontowe chłopaki nigdy nie pachną chanellnumerpięć nawet po wielkanocnej kąpieli. Pałam. Oni pałają czym innym, więc o wzajemności można mówić wyłącznie w dyscyplinie nieporozumienie roku. Mimo to pozwalam im sformować szyk z niedorajdów i dokończyć partyjkę na boku.


    Z koszar sennie wytoczyły się wytłoczyny – kaprawe, niemrawe, klnące nieumiejętnie i cokolwiek wystraszone. Rozdzielam klęczniki po dziesięć na drużynkę, żeby je oczyścili z ducha i cudzych grzechów. Wstępnie chciałem osobiście wysłuchać litanii oddziału, jednak gdzie tym tam niedorajdom do majestatu pełnego pagonowych gwiazd. Pewnie nawet grzeszyć zawodowo nie potrafią, a przedszkolaków niech przesłuchają sierżanci, obłożą pokutą (w tył na lewo, lekkim biegiem marsz - 20km w pełnym rynsztunku po piachu i pod górę, najlepiej zaczynając w południe). Później dyżurny wysłucha sierżantów, najlepiej łając ich raptownie obcięciem bieżących premii, a ja wysłucham dyżurnego, siedząc wygodnie w fotelu ze szklaneczką brudasa – whisky dorosła niemal jak te zwiewające panny, obyczajowo wyzwolone przez oddziały wojska.


    Troszeczkę to trwało, brudas okaleczył gardło, znaczy, podły był i nijak mu do gorzałki pędzonej po godzinach przez kwatermistrza w magazynach ZN. Oficer z przyciętym zamkiem przyrodzeniem stanowił widok żałosny, jak Drezno po dywanowym nalocie. Nalałem i jemu brudasa. Połknął stojąc na baczność. Powtórzyłem i czekałem aż zmięknie. Po trzecim jego postawa przestała być tak zasadnicza, a po piątym dojrzał do spocznij. Ja byłem gotów na przyjęcie raportu ze stanu deprawacji., demotywacji i dezercji. Może nawet denominacji, denuncjacji i dekompresji. Śpiewał cienko. Nie dziwię się, zapewne ekler podobnie jak drut kolczasty nie wybacza. A chłop ciął z rozmachem, aż mi łzy stanęły w oczach. Pociągnąłem mocno z flaszki i resztę oddałem nieborakowi.


    - Pij i kładź się spać. Najlepiej w karcerze, nie trzeba będzie cię nosić.


    - Taaa jest – zabełkotał i odmeldował się grzecznie, idąc dość chwiejnie, jednak w dobrym kierunku.


    - Wezwać sanitariuszy? Może niech się lepiej wyśpi, a jutro się pomyśli? - dywagowałem patrząc na pusty plac apelowy. Pusty?


    Klęczniki zniknęły co do jednego! Zabór mienia wojskowego, dywersja, sabotaż, atak cichociemnych? Ogłaszać powtórny alarm? Postanowiłem rzecz prześledzić osobiście. Incognito i pełna intymność. Kocim krokiem, a może raczej krokiem obłoku pary kąsanym tchnieniem wiatru wytoczyłem się ze służbówki i ruszyłem na partyzancki obchód. W oknach zaciemnienie regularnie regulaminowe, patrole warty patrolowały i warto było na nie patrzeć, jak drążą ciemność niczym dżdżownice czarnoziem. Nieliczne lampy podkreślały zaledwie ciemność, bo o jasności mowy być nie mogło. W gęstwinach mroku ktoś zaśpiewał cienko. Podjąłem trop, jak ogarnięty ogar. Zwierzyna kryła się w samosiejkach brzozowych na linii frontu, znaczy koszar. Koszmar na marach. Z lekkością motyla sfrunąłem na brzezinę i już miałem wrzasnąć „Mam cię ladaco!”, kiedy dostrzegłem wraże oblicze.


    - Nie! To nie było oblicze, a zgoła wręcz przeciwnie. Przełożona przez podłokietnik klęcznika leżała wypięta dama z tych, co nie tylko skok wzwyż opanowały do perfekcji. Jej tymczasowy użytkownik okazał się być doskonale wyszkolonym żołnierzem, gdyż zniknął w cieniach niepoznaki nim zdążyłem postawić go w krępującej sytuacji nie do pozazdroszczenia. Dama chyba nie zauważyła, że użytkownik zaprzestał działalności na zapleczu frontu, bo śpiewała nadal, aż poczułem, że nie godzi się zmarnować pieśni, skoro trwa. Cieleśnie bezboleśnie uzasadniłem damską wokalizę, choć nos starego wygi wypełnił się podejrzeniem dotyczącym wykorzystania pozostałych klęczników. Cóż. Depopulacja nam nie zagrozi, przy takim entuzjazmie wojska. Może domówić więcej klęczników?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz