Wyszedłem co najmniej chwilę zbyt wcześnie, żeby nacieszyć się mrokiem i ciszą. Nieco wilgotne obie, chłodniejsze niż pościel wygrzana nocną maligną. Wynurzyłem się w ruch i tyralierę świateł podążających stamtąd tam, albo nawet odwrotnie. Ani Księżycowej Dziewczyny, ani Wróżby Na Dobry Dzień. Pewnie plan lekcji pozwala im spać dłużej, albo mają go w nosie, czy tak, gdzie dziewczynki przetrzymują impertynenckie wizje.
Wróżba pojawiła się na ostatnią chwilę, by zdążyć nie na swój, lecz na mój autobus, więc może jednak dzień da się odratować. Rzadko bywa zły, ale lepiej się zabezpieczyć i dmuchać na zimne. Poza tym, elegancka dziewczyna zawsze dobrze wpływa na nastrój. Wewnątrz kobiety pachną słodkim kwieciem i jest ich znacznie więcej niż facetów. Kontrola wzrokowa o ograniczonym zasięgu wykazuje stosunek 8:3. Kasowniki monotonnie reklamują miejskie atrakcje i nadchodzące wydarzenia.
Przejeżdżam obok spalonej altany, w której od lat pomieszkiwał znajomy Kloszard. Widuję go na hali sąsiedniego osiedla, gdzie handluje się warzywami, mięsem i pieczywem. Siedzi na ławce i aktualizuje wiedzę o świecie z darmowych gazetek. Zapuścił się – wąs ma sumiasty i zarost pozwalający osiedlić się w nim całemu mikrokosmosowi żyjątek. Jednak chałupa, choćby jej namiastka, to coś nie do przecenienia. Tam miał miskę, z której korzystał regularnie – widziałem nie raz „kąpiele” pod gołym niebem.
Wsiadła mama z parką dzieciaków. Księżniczka, starsza i dumna natychmiast zaczęła się rozbierać z kurteczki, apaszki, opaski i przystąpiła do konsumpcji kanapek krojonych w trójkąt. Ładna buzia z wielkimi szkłami okularów i kręcone włoski złapane klamrą wysoko na głowie. Braciszek, malkontent siedział i rościł. Że głodny, a śniadanie później, to nie dla niego. Księżniczka podzieliła się własnym więc zamilkł i żuł ciemne pieczywo z wkładką matczyną ręką narychtowane. Tymczasem zniewieścienie wewnątrzautobusowe osiągnęło dramatyczne stężenie 12:2. Szczęściem na chodnikach proporcje były odwrotne. Kierowca otrąbił jakiegoś Warszawiaka zakłócającego płynność ruchu. Nieborak miał kłopot z nadmiarem dróg jednokierunkowych.
Dachy usiłują wyglądać na mokre, wrony drą się, jakby je ktoś obdzierał ze skóry, albo dóbr naturalnie im przynależnych, a ja wymyślam początek niczego:
- Był stary, a to zazwyczaj oznacza, że chytry. Skoro nie jest już najsilniejszy i wcale nie taki szybki, wtedy zwykle pojawia się niewinne ale. No właśnie! Znał, bo życie go nauczyło, mnóstwo brudnych sztuczek, chwytów poniżej pasa i rozwiązań często budzących odrazę, jednak wszystko to pozwalało mu przetrwać, budząc szacunek niemal zaduszony gęstą plątaniną strachu. Wśród młodziaków atak na majestat zakrawał na bardzo wyszukaną formę samobójstwa i w ogóle nie był rozważany jako opcja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz