niedziela, 7 września 2025

Co z człowieka potrafi zrobić empatia.

 

    Tak musiało być. Wystarczyło, że poranek zamiast zaoferować mi „rozkosze prawdziwe” popłynął sobie cicho w siną dal, ignorując mnie doskonale. Gdyby nie to, że musiałem zwrócić kanalizacji sanitarnej produkty przemiany materii, sam nie zauważyłbym, że mijam. Że mija czas we mnie i obok mnie. Bezczelność niby nieskrywana, a ukryta doskonale. Musiałem coś z tym zrobić, więc namiastką miały się stać używki. Na masturbację się nie zdecydowałem, bo w obliczu tej aroganckiej ciszy mógłbym stać się katalizatorem wywołującym w sąsiadach chęć do podobnych zajęć, a którzy dysponowali zdecydowanie lepszym od mojego wokalem. Poprzestałem skromnie na papierosku i kawce. No… trzech papieroskach i kawce. A potem raz jeszcze to samo, bo było zbyt dobrze, żeby z tego szybko zrezygnować.


    Świeciłem, jeśli nie przykładem, to gołym tyłkiem. I czytałem namiętnie. Trochę na sedesie, trochę w łóżku, wreszcie na fotelu. Zamiast prasy lokalnej, mogącej zdołować mnie intensywnością działań w najbliższej okolicy, postanowiłem rzucić się w wir wielkiego świata i popełniłem prasówkę wirtualną. Przebrnąłem panią, która przybyła na galę (impreza fetująca coś nieistotnego, poza tym, że wielcy gromadzą się tłumnie, jak mrówki na widok porzuconego bezpańsko lizaka) bez spodni (dlaczego pani miałaby zakładać spodnie, zamiast spódnicy, tego już nie wiem), bo ponoć zapracowana była taka, że nie zdążyła się ubrać. Istna kura domowa, robiąca rosół, czy pieczona gęś. Za to pozowała pięknie i świeciła wcale nie przykładem, a wydepilowanym do białej kości łonem ukrytym nieśmiało pod stylonem, gdyż ściankę podświetlono przed dwudziestą drugą, a młodzież mamy czujną, spragnioną widoku świeżutkich wagin (uuupsss… wags być miało) prężących się na ściankach, choć nigdy nań nie wspinających się.


    Przebrnąłem polityczne dywersje pana Trumpa, usiłującego skarcić Indie nieprzyzwoitymi cłami, na co usłyszał, że Indianie pokochali rosyjską ropę, bo jest wielekroć tańsza od amerykańskiej, więc nici z szantażu. Teraz pan Trump dumać zaczął, jak się to stało, że Indie, Chiny i Rosja, plus wiele innych krajów żyć potrafią bez światłego przywództwa US Army, i fury dolarów nie mających pokrycia w niczym, poza butnym i kompletnie fałszywym oświadczeniem Guru podupadającej ekonomicznie Ameryki.


    Ech! Przebrnąłem. Dotarłem w końcu do artykułu z mojego podwórka, choć właśnie tego się obawiałem. Otóż. W związku z końcem szkolnego lata i zmniejszoną ekspozycją na masowe udeptywanie, molo gdańskie (nie mylić z sopockim) zasłużyło na remont, który potrwać ma dni dziewięćdziesiąt, czyli skończy się jeszcze nim przyjdzie zmienić kalendarz. A ja? Nic! Jak ostatni gamoń – siedzę na tyłku i największy wydatek energetyczny na jaki sobie pozwalam, to sporadyczne popierdywanie. Czas to zmienić, zrobić coś wygrywającego i być dumnym (jakbym już nie był dumny, że w ogóle jestem, choć to nie moja wina/zasługa* niepotrzebne skreślić, byle nie razem ze mną).


    A było tak spokojnie. Nudno, przewidywalnie i bezpiecznie. Grzałem się wewnątrz gniazdka w barłogu z rzadka tylko poddawanym odświeżającym zabiegom, na jakie decydowałem się wyłącznie z miłości do zwierząt. Nie chciałbym, żeby zalęgły się i pasożytowały na mnie. Dlatego, nim osiągnęły rozmiar niebezpieczny dla gatunku naczelnego – topiłem, jak niechciane kocięta w pralce (program długi, nieekonomiczny i kompletnie nie eko – dużo celsjuszy, mnóstwo wody, program w wersji monumentalnej). Krzywdę sobie zrobiłem pochopną decyzją o podjęciu działań, bo ja i działanie, miewamy kontakt równie rzadko, jak młodzież stosunki biseksualne. Dość powiedzieć, że na prostej aktywności, działalność i ja siedzimy na przeciwległych końcach i moglibyśmy się huśtać, gdyby pan Archimedes znalazł punkt podparcia z grubsza w pół drogi między nami. Pamiętam, jak po sformułowaniu tej myśli zadrżałem, że działanie, nie potrafiące znieść nudy i bezczynności gotowe odwrócić się do mnie dupą i pobiec jeszcze dalej, żeby dopaść mnie z drugiej strony nieskończoności, czyli od zaplecza. Okropieństwo!


    Kobyłka u płota. Zerknąłem nieśmiało za okno, szukając inspiracji, albo choć kobyłki. Skądinąd wiem, że inspiracje często mają kształty. Są wypukłe w miejscach strategicznie uzasadnionych, dość hałaśliwe, żeby nie rzec wyszczekane i mają w sobie tyle energii skierowanej na nieboraka podobnego do mnie, że nawet zaawansowane działanie zesrałoby się z wysiłku i zamarzyło o nudzie. Ja nie chcę! Ja nieostrożnie zająknąłem się tylko i już mnie porwał wir historii. A to tylko reakcja na remont nieistotnej budowli wodnej, której brak zauważy ledwie garstka. Teraz, powodowany awanturniczą żyłką rywalizacji miałem dorównać zdarzeniu? A może jeszcze stać się bohaterem treści ogólnie dostępnej? Brrr… Szaleństwo. Może lepiej łyknąć aspirynę, zmierzyć temperaturę i zakopać się po czubek nosa w swojskim, oswojonym bardzo barłogu? I to szybko, zanim ucieknie przerażony moimi pomysłami!


    Ściągnąłem lejce. Powoli chłopie, nie szarp za mocno, bo wędzidło uszkodzi ci kły, a dentysta nie altruista, zedrze skórę do żywego, a może i raty odroczone do listopada przyjdzie wziąć i popaść w nieuchronną spiralę zadłużenia. Więc nie. Lepiej poprzestać na małym… hmmm przepraszam, mały mi się wzbudził w tych emocjach i bezwstydnie liczy na samozapłon, a miało być poważnie i nie pornograficznie.


    Działać! O tak! Remontować owego mola nie zamierzam Wyremontować siebie? Ale jak? Całego? Od środka, czy tylko elewację? Może tylko tę przednią? W sumie, jak wynurzam się z norki, to z szacunku dla otoczenia odziewam się niemal całkowicie (nie jak ta pani, co zapomniała portek i świeciła wzgórkiem łonowym, ja gdybym zaświecił górką w okolicach łonowych, zapewne zostałbym aresztowany jako zboczeniec-prawie-gwałciciel-niewinnych-dziewczątek-a-może-i-nie-tylko). Czyli, renowacji wypadałoby poddać część twarzową, ewentualnie z sierścią zrobić coś, co pozwoli mi bez narażania się inspektorowi nadzoru budowlanego poruszać się w terenach cywilizowanych z prędkością adekwatną do obowiązujących przepisów, w tym tych, które zostaną ustanowione dopiero pojutrze w ramach wzmożenia ustawodawczego kwiatu naszej polityki, Bóg raczy czemu nazywanych członkami, nawet, gdy klubowy kolega jest zdeklarowaną koleżanką. Że też kobiety nie protestują, gdy je ciało ustawodawcze nazywa członkami, to ludzkie pojęcie przechodzi (dzień dobry – kłaniam się odruchowo, gdyż mamusi karciła mnie za młodu, ilekroć nie życzyłem bliźniemu dobrego dnia, choć niektórym sama życzyła soczyście „niech go szlag jasny trafi”).


    Niespecjalnie byłem przekonany do testów mających zbadać stan techniczny elewacji frontowej, o badaniach alkowy to nawet myśleć nie chciałem (wychodzący od proktologa nieszczęśnicy uśmiechają się tak jakoś złośliwie, jakby mówili „mam TO za sobą, a wy wszyscy dopiero czekacie na rozdziewiczenie”, że o wychodzących po kolonoskopii napomknę całkiem współczująco). To może rentgen? Albo USB? Znaczy USG, ABW, czy CIA. Przy trzech literkach zawsze czuję się jak w czterech. Aż mnie otrząsnęło. Kłapnąłem tylko laptopem i wskoczyłem w barłóg, nie bacząc na kolonie bakterii, mikroświat grzybów i pleśni, czy zarazkowe zagłębie czyhające w przepoconej pościeli. Strach w e mnie drżał, a ja, jako osoba empatyczna wraz z nim. Bakterie poczuły dramat i też drżały. Skala Richtera na pewno odnotowała niewielkie ruchy tektoniczne, jednak wieżowce nie waliły się, czyli miały system wbudowany. Czujniki zagrały i antywstrząsowe zabezpieczenia i takie tam pozwoliły biedocie przetrwać mimo bliskości epicentrum, czyli mnie i moich drobnoustrojów. Niepotrzebnie czytałem. W sumie, czytać powinna działalność, nie ja. Ja mógłbym się byczyć, dopóki mnie nie dopadnie jaki urząd i nie dowali bykowego, czy innych danin, by utrzymać rząd, samorząd i nierząd. Ech! I to wszystko z mojego małego nieróbstwa?

4 komentarze:

  1. Oko, Ty to potrafisz zrobić z porannej kawy i papierosa epicką opowieść o świecie, który sam się rozplata i plącze na nowo. :) Podoba mi się, że w tym całym ironiczno-satyrycznym strumieniu widać czułość nawet dla własnej bezczynności, dla bakterii w pościeli, dla tego, że czas przecieka, a Ty go łapiesz w słowa. Masz dar wyciągania z pozornie nieistotnych drobiazgów całej kosmologii nudy, lenistwa i podszytej humorem rozpaczy. Czytam to i myślę: empatia, o której wspomniałeś na początku, działa tu jak lupa, wszystko staje się większe, bardziej bolesne, ale i śmieszniejsze. Chyba właśnie dlatego tak lubię Twoje wpisy bo można się w nich przejrzeć, jak w krzywym zwierciadle, i zobaczyć własne „nieróbstwo” nie jako porażkę, ale jako materiał literacki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żebym chociaż palił... a ja nawet na to nie mam chęci, czy energii. kawa, to tak, nałogowo. papieroski rzuciłem i nie żałuję. lenistwo samo się trzyma ;)

      Usuń
    2. Oj tam, Oj tam, Oko, lenistwo też bywa twórcze :) Ty je potrafisz zamienić w tekst, który żyje własnym rytmem i ma więcej energii niż niejeden poranny biegacz. Kawa wystarczy, reszta to tylko rekwizyty, a Ty masz słowa, które palą i dymią za wszystkie papierosy świata.

      Usuń
    3. w takim razie zapraszam za chwilę - właśnie piszę kolejny fragment bajki. i jak zwykle pisze się samo. zostałem nauczony, żeby pozwalać słowom płynąć i nie kalać ich nadmiernym dumaniem.

      Usuń