Trzech młodzieniaszków wsiadając do tramwaju rzuca w stronę motorniczego „fajna czapka”. Czapka okazuje się być kapeluszem „kombojskim” jak mawiają dzieci. W sumie, to wolę słowo komboj, niż kał-boj, bo to drugie brzmi zbyt fekalnie i niezbyt atrakcyjnie. A motorniczy krzywdy żadnej mi nie zrobił, więc nie ma powodu mścić się na nim literacko. Na przystanku siadła dziewczyna, której dekolt chłodzi motyl siną barwą kłuty. Motyl, a może dekolt lizany jest przez sporego, rudego psa, więc chłodzenie jest dwutorowe. Kozaki najwyraźniej wylazły z szaf, bo pojawiają się coraz częściej w polu widzenia. Ale. Skoro poranne mgły snują się między budynkami, szukając ujścia dla siebie, skoro pociągi czają się w ciemnościach tak doskonale że dopiero gwizdnięciem zwracają na siebie uwagę i niepostrzeżenie mkną w dal wcale nie tam, gdzie mkną samoloty równie dyskretne wytłumione watą mlecznej wilgoci, to może trzeba tym kozakom przyznać miejsce w przestrzeni publicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz