Dorodnej niewieście na przystanku spociło się pióro usiłujące coś wyskrobać między piersiami, ale chyba cierpiało na syndrom czystej kartki, jeśli taki dekolt można nazwać czystą kartką. Dość ekwilibrystyczna próba. Na przystanku znów pojawiła się nastoletnia Dama. Stopy złączone, wyprostowana jak struna, bez udziwnień w stroju, czy wystroju. Odruchowo wyciągnąłem rękę z kieszeni i zrobiłem rachunek sumienia – zęby umyte, włosy też, na bucie jakiś paproszek po wczorajszej wycieczce lekko mnie speszył, ale poza tym? Mogłem bez grzechu stać w zasięgu aureoli szlachetności.
Dziewczyna z walizką podsiada mnie zupełnie tak, jak przykościelna robinia podsiadła czarny bez, a okrąglutka pani o ślicznej buzi robi miny do telefonu. Sam już nie wiem, czy to już podglądanie, czy tylko zauważenie. Szczęśliwie pani wysiada, zanim rozstrzygnę problem i mogę go odłożyć do spraw niezałatwionych, lecz zamkniętych.
Z plecaka wystaje mi gałąź, którą przywiozłem z lasu, co budzi ciekawość otoczenia. Wiem, bo sam niegdyś napisałem, że „ludzie wolą proste patyki”, a ten jest niemiłosiernie powykręcany i zawiera ukryty przed widownią fragment, przypominający łeb konia. Na widok pani w białych dżinsach zaczynam się zastanawiać, czy można się wybrzuszać poza brzuchem. I ona to robiła bardzo elegancko. Na kolejnym przystanku siedzi pani o urodzie wulgarnej, zbyt grubą nicią szytej. Krótkie spodenki plus gruba bluza z kapturem. O dziwo, spod bluzy wystaje sporo brzucha, co kłóci się z moją wizją grubej odzieży. Przy bliższym zerknięciu okazało się, że pani dysponuje tak obfitym biustem, że bluza zrobiła wszystko, co mogła, żeby choć te piersi ukryć i na brzuch zabrakło materiału.
Przed zamkniętym biurem podróży kloszard studiuje ofertę last minute wakacji w ciepłych krajach. Bokiem przemyka dziewczyna w koszulce z napisem HONOLULU, co mnie rozbawia i traktuję, jako swojskie zaproszenie do snu we dwoje. Do Księgi Debili na zabytkowym murze spray’em dopisał się niejaki HIGIEN, zapewne mąż Higieny i ojciec Higienistki.
Wracając do domu zerkam na nastolatkę w rękawiczkach (znów skwar saharyjski) sięgających chyba pod pachy, za to brakuje im czubków, przez które wynurzają się palce uzbrojone w szpon długi, ostry i najwyraźniej bojowy. Nie sprawdzałem, ale dla takich szponów warto byłoby opracować przepisy i wydawać pozwolenia jak na białą broń.
Od świtu jestem w frywolnym nastroju i znów się śmieję na widok niezwykle dobrze zbudowanej dziewczyny w bluzeczce z napisem MŁODA na jednej piersi. Dylematy we łbie aż podrygiwały. Jedna pierś młoda, a druga nie? A może to autoreklama tego ciała w całości? Bo chyba nie bluzki? Odciąga moją uwagę pani wymagająca podpowiedzi w kwestii jej kobiecości. Trzyma za rękę synka gawędząc z jego ojcem. Kolejna mocno opalona pani w sukni posiadającej tren zamiast pleców. Dekolty podpachowe w rozmiarze XXL sprawiały, że jej piersi flirtowały z lewicą i prawicą, pozostawiając niedosyt tym od frontu. Z miejsca mianuję ją hippiską, pozbawiam fig i puszczam w kiecce i sandałach. Idzie dziarsko, może z obawy, że posunę się dalej i pozbawię ją… na pewno nie sandałów – chodniki mamy fatalne.
Przy dworcu podziwiam obstawę pani wybierającej się w podróż. Malutki, ale mocno wypchany plecak i niewielka walizka na kółkach wymaga asysty dwóch King-Kongów. Oni taszczą, ona podziwia dworzec, który w kategorii małych dworców wygrał jakiś europejski konkurs urody. Mały, czyli taki do pięćdziesięciu milionów pasażerów rocznie. Z podziwem zerkam na piersi wcale nie otyłej dziewczyny. Mówiąc o nich warto użyć słowa kubatura, bo jeśli nie teraz, to kiedy? Piersi spokojnie mogłyby mieć dwie, całkiem zacne kondygnacje, nie tracąc na widzialności.
Nad dyskontem trzy wrony w skoordynowanym ataku napastowały pustułkę. Zwinny maluch wymykał się stosując manewry lotnicze niedostępne wronom. Słońce zgasło i znikąd pojawił się wiatr, akurat wtedy, kiedy dojechaliśmy do nieistotnego dla mnie przystanku. Siedziała tam wystrojona w pół (przednie) bluzki dziewczyna, której wiatr nawiał w dekolt paproszków, które pracowicie wydłubywała dłonią nie bacząc na zaciekawienie gawiedzi. Wtedy właśnie przysiada się bardzo krągła niewiasta i zaczyna skubać paluszki – w prawej dłoni tylko mały palec jest cały, pozostałe, choć mają paznokcie, są o jeden paliczek krótsze.
Ekskluzywny siniaczek na koniec lata, umiejscowiony w zgięciu kolana. Trójkąt co najmniej równoramienny, którego wierzchołki podkreślone zostały sporymi kulkami. Mija mnie kobieta z wózkiem, co mnie pobudza do spostrzeżenia, że kozackich kobiet w ciąży, lub z wózeczkami jest mnóstwo. Miasto słynie z natłoku obcych, jest ich już oficjalnie tylu, że co trzeci mieszkaniec jest Kozakiem. Obłęd. Zastanawia mnie jednak, kto zapładnia kozackie dziewczyny, skoro wszyscy Kozacy bronią Europę przed naporem Złego? Czyżby nasi gieroje, w ramach bezprecedensowego poświęcenia, w trosce o potencjał wojenny naszych nowych braci masowo rzucili się na ichnie dziewczyny, dzieląc się z nimi także nasieniem, by nie zmarnowały wysiłku wojennego mężów i wzięły udział tak, jak potrafią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz