poniedziałek, 22 stycznia 2018

Eksplozja samotności.

Dotykam pościeli, która uciekła ode mnie nocą, bo ją oparzyłem nieuświadomionym pożądaniem, więc teraz dyszy ciężko na skraju łóżka i broni się przed moimi dłońmi i przed upadkiem na podłogę, po której spacerują zimne jęzory wiatru wdzierającego się do wnętrza przez dziurki od klucza, szpary pod drzwiami i przez szyby wentylacyjne, skąd został sprowadzony marudzeniem wron na dachu, gdy ich skargi odbijały się skrzeczącym echem od zmarzniętych, kuchennych kafli. Kołdra jest pusta, co na wpół świadomie odnotowuję z bezzasadnym żalem. Skoro sam spać się kładłem, trudno oczekiwać towarzystwa o poranku i żadne pobożne, lub wręcz przeciwne życzenia nie mają wpływu na zawartość tej obrażonej, wystraszonej pościeli.

Sam. Znowu sam się budzę, jak i sam zasypiam, a kołdra nadęta dyszy mi do ucha szyderstwa i pogardą mnie raczy na dzień dobry. Czuję, jak dłoń zaciska mi się w pięść, przecinam paznokciami sawannę prześcieradła, które dzisiaj, wyjątkowo zostało ze mną, martwe i gładkie jak pola lodowe Arktyki, kiedy wiatr przypomni sobie, że zamiast marszczyć śnieg, miał układać w stosy piach na Saharze. W zębach przeżuwam gorycz samotności, której miało nie być. Miała zostać wyplewiona z mojej głowy, jak perz na grządkach skrupulatnego działkowicza. Chyba się nie nadaję, bo samotność zapuszcza we mnie dendryty korzeni i rozkwita na mym gruncie tak doskonale, że już kolejne pokolenia nasion spadają w otchłań poprzednich, butwiejących samotności, a następne, doskonalsze, pełniejsze i bardziej dotkliwe, porasta mnie szczelniej, niż mech porasta skały wokół wodospadów.

Był taki czas, kiedy pomyślałem (o ile ów niedojrzały eksces można nazwać myśleniem), że towarzystwo sobie kupię. Wybranej płci, wieku, jakości. Wystarczy desperackie przygotowanie ekonomiczne i kupię wartość, na jaką mnie stać, napełniającą kołdrę liczbą mnogą, a wtedy zaśmieję się jej w twarz, za wszystkie obelgi i zwrócę jej szyderstwa w spełnieniu i sokach zmieszanych tak dokładnie, że nawet Kopciuszek ich nie podzieli na rozłączne wartości. Kupię, jak się kupuje wycieczkę zagraniczną, żeby zobaczyć pejzaż niecodzienny, muzeum sztuk rozmaitych, albo poczuć smak nieznanych przekąsek, wolność na wskroś skóry, czy jod wciskający się pomiędzy pośladki wraz z kipiącymi ziarenkami bardzo egzotycznej plaży.

Kupiłem. Albo wydawało mi się, że kupiłem – w każdym bądź razie - zapłaciłem. I przyszło ciało zasiedlić moją pościel na upojną noc jedną, a pościel uciekła jeszcze dalej, niż ode mnie samego i później prosiła mnie, żebym już nigdy, żebym zapomniał, a ona postara się być więcej wyrozumiała i tolerancyjna, postara się odkryć w sobie pokłady zrozumienia, byle więcej nie musiała podobnych eksperymentów przeżywać. Wygnałem to ciało najęte, z resztką moich soków je zasiedlających, gnijących na cielesności obcego ciała i bez przyszłości żadnej, a później płakaliśmy z tą moją kołdrą nad naszym wspólnym nieszczęściem i wzięliśmy kąpiel bardziej niż pedantyczną, żeby zapomnieć i zgubić swąd wspólnego niesmaku.

Ona już zapomniała najwyraźniej, że był taki czas, bo wyzłośliwia się nade mną, jakbym był jej niewolnikiem, na którym wszelkie niskie instynkty bezkarnie można karmić, a ja nie chcę jej przypominać, bo i mnie to wspomnienie piecze i doskwiera. Nie chcę udawać, że mógłbym, bo to zbyt gruba przesada – albo pieniądze zbyt małe. Nie mógłbym, bo płacić trzeba sobą, a tego we mnie niewiele, więc szanuję i oszczędzam na czarną godzinę. Nie chcę za własne pieniądze sprzedać się, w obcej intymności i wyrachowaniu zanurzyć się po czubek nosa, portfela, odwagi nieroztropnej. Resztką mnie gotów jestem zapłacić za coś więcej niż ulotna przewaga nad znieważającą mnie kołdrą, niż plotka, która echem pośród moich ścian podniesie aż w sąsiedzkie domysły i uśmieszki zrozumienia beznadziejnie fałszywe, gdy po chleb będę schodził, albo śmieci wyrzucał…

Noc zamknęła się już w alkowie, a słońce skrobie dyskretnym promyczkiem w drzwi za którymi mieszka brak wszystkiego – brak barw, smaków i zapachów. Śpiąca bezgłośnie noc nie myśli nawet o przewracaniu się na drugi bok, kołdra na skraju łóżka odpręża się prasowana uśmiechem słońca zerkającego filuternie przez firany o okach zbyt rzadkich dla niego i zwiedza moje ciało wspinając się i opadając w doliny płynniej nawet niż mój oddech. Odwiedza płeć i maluje na niej marzenia, chociaż tego nie wie – wystarczy, że wiem ja. Przyszło do mnie słońce i palcem subtelnym moją intymność dotyka cieniem wrażenia, a przecież ja… już oszalałem. Z tej samotności, z braku spełnienia, pośród tych szyderstw kołdrą wygłoszonych…

Słońce wspina się na mnie wyżej, bo teraz może, bo ma na co… Kołdra popełnia samobójstwo z zazdrości i skacze na podłogę głową w dół, a ja… rwę pazurami prześcieradło, jakbym rozerwał krtań dzisiejszego obiadu. Prześcieradło krzyczy, jednak robi to po japońsku, a ja nie rozumiem. Zaciskam już nie jedną, a obie pięści, na oczach, żołądkach, sercach prześcieradeł, czy łóżek, wokół mnie nieistotności mrą jedwabnie, niezauważenie, a słońce liczy moje oddechy rosnące w siłę i ekspresję, charczące, jak dachowe wrony, głodne, niczym wataha na przednówku i nienasycone… jeszcze…

Budzę się. Zmysły się budzą, kiedy oddech przestaje udawać cyklon tropikalny i zaczyna pulsować falami przyboju sierpniowego brzegu morza, leniwie, oszczędnie i bezpłodnie. Budzę się, a kołdra dogorywa na katafalku podłogi, prześcieradło wymaga natychmiastowej pomocy z OIOM-u, żeby przetrwać, a słońce… no właśnie – słońce chyba dostało rumieńców od tej swojej odwagi porankiem napędzonej i moją półsenną bezwładnością. Nie pytaj, gdzie byłem, ani jak wróciłem. Oddech przywraca mi funkcje życiowe, ale oczy nadal tkwią w światach niemożliwych, w spełnieniu, w którym rozum jest abstrakcją, albo literacką fikcją. Skóra, mokra przeżyciem, poi prześcieradło solami mineralnymi, usta pożerają tlen łapczywie, ale dzielą się z atmosferą dwutlenkiem węgla, co z wdzięcznością zauważa doniczkowe zwierzę na oknie szepcząc – dzięki chłopie – słońce to za mało… potrzebuję też twojego oddechu… 

Płakać mi się chce, kiedy dociera do mnie zrozumienie… ma rację zwierzę doniczkowe – za mało. Znowu obudziłem się sam… Martwa kołdra, prześcieradło śmiertelnie ranne, wykrwawiające się pode mną, słońce uciekające wzrokiem poza drzewa rozkładające ramiona w niemej prośbie- ja też, przyjdź proszę – zazdroszczą mi te drzewa, a ja… obudziłem się sam… znowu…

22 komentarze:

  1. Najpiękniejsze sny nie zastąpią obecności znanego kształtu pod kołdrą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są umysły, które karmią się wizjami - ja potrzebuję rzeczywistości, choćby nieidealnej. niech kto inny ocenia, a moja kołdra... cóż - nie dla każdego istnienia - pozostałym - bloga próbuję zaoferować.

      Usuń
  2. Jeden z akapitów przypomniał mi taki śmieszny tekst - 'kołdra nie pyta - kołdra rozumie'.
    Przyszło mi na myśl, że przejmowanie się tym, co powiedzą inni, jest najbardziej niepotrzebnym zajęciem wszech czasów i bardzo często rujnuje psychikę. Z drugiej jednak strony, przyczynki te, należałoby ogarnąć trochę inaczej. Niektórzy mężczyźni kupują czyjąś obecność z dostawą do domu, inni chadzają tam, gdzie osobiście mogą wybierać niczym towar na pólkach sklepowych i przymierzać na miejscu.
    Ale to też trochę marne i jak sen złoty - ulotne. To po prostu nie jest to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze powiedz, że kobiety wolne są od podobnych dylematów, a powiem głośno NIE!
      nie ma istnienia wolnego od marzeń, pozbawionego chęci i pragnień, które są ciut większe niż rzeczywistość - trzeba gratulować tym, którzy dorośli do własnych marzeń, czego i Tobie życzę - uwielbiam zadowolonych ludzi, choćby byli tylko przelotnym widzeniem na chodniku.

      Usuń
    2. To zależy - od tego co jest ich marzeniem. ;)

      Usuń
    3. jeśli nawet zamarzyli sobie mnie zjeść na surowo - nie dowiem się i nie zobaczę ich zadowolenia.
      ale globalnie, dobrze ludziom życzę.

      Usuń
  3. Eksplozja? Nieee...
    Implozja - bach! i czarna dziura...

    (...a może to tylko różnica jej doznań?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może - nie wiem, bo kobiecym umysłem nie dysponuję - Twoja interpretacja,Twoje odczuwanie.
      Pięknym imieniem napiętnowali Cie rodzice, a traktujesz je dość obcesowo Gosiu...

      Usuń
    2. to dla równowagi - subtelności i taktu napiętnowanej :)

      Usuń
    3. tak, tak... pamiętam - nie wtrącać się absolutnie - co najwyżej współistnieć, jako ten asparagus obok goździków

      Usuń
  4. Marnie...
    Moja kołdra jest moją przyjaciółką.
    Tylko prześcieradło niekoniecznie. Często - prawie codziennie - złośliwie kąsa mnie ziarnkami grochu, bo wie, że jestem księżniczką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiałam się, bo ja też jestem taką księżniczką, co to prawie na ziarnku grochu, choć jego nie ma wcale. Każda fałdka na prześcieradle rzeźbi mi ciało niczym dłutem rzeźbiarz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie poradzę - ja gruboskórny jestem i ów groch musiałby dobrze wysuszony być i jeszcze pocelować jakoś tak bliżej miękkiego. o rzeźbieniu grochem jeszcze nie słyszałem - rano sztuka, a na obiadek grochówka na wędzonce...

      Usuń
  6. Dopóki czujesz, dopóki pragniesz, tęsknisz, to znaczy, że żyjesz naprawdę. ;) Spełnienie marzeń bywa naszym przekleństwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przekleństwem jest rezygnacja ze spełnienia. i z marzeń. poszukam, może część uda się zrealizować.

      Usuń
  7. Marzenia są piękne, jeszcze piękniejsze jest ich spełnienie, pod warunkiem, że to nie jest jedynie namiastka, erzac, fatamorgana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy można stopniować marzenia - one są do spełniania, a nie do mierzenia.

      Usuń
    2. Chyba się nie rozumiemy. Ja nie stopniuję, ani nie mierzę marzeń. Mówię tylko, że zdarza się, iż to, co traktujemy jako spełnienie jest tylko erzacem. Zadowalamy się namiastką i wmawiamy sobie, że spełniamy nasze marzenia, a to nie tak.

      Usuń
    3. samego siebie oszukiwać jest dość trudno. niby można, ale po co?

      Usuń
  8. Faktycznie wyeksplodowała ta samotność. Ale już się uspokoiła, utuliła, przycichła.
    Jest trochęz z nia lepiej, powoli będzie dobrze.

    Wczoraj przeczytałam w pewnym miejscu: "Szczęścia nie można kupić. Na szczęście".

    P.S. Znów Ci napiszę że mnie .... zachwycasz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. samotność z rezygnacją do towarzystwa? ładny zestaw... wręcz pulsujące szczęście.
      PS. dobre słowo zimą otula lepiej niż kożuch.

      Usuń