środa, 24 września 2025

Komponowanie na kompoście kompotu z kompletem, kompetentnych kumpli.

 

    Nie sądziłem, że dziewczyna w wieku wczesnolicealnym może mieć taką świadomość ciała. Kobiecego, że trudno bardziej. Strój dyskretnie podkreślał kształty, starając się ich nie zdominować, więc nie był ani wyzywający, ani drapieżny. Pozwalał ciału grać pierwsze skrzypce. Dziewczyna szła wyprostowana, ale nie sztywna. Jej biodra płynęły miękko kołysząc się w nieoczekiwanych zwrotach. Istna Lolita zwodniczo niewinna. Aż widnokrąg się zarumienił, nim mosiężną żółcią wyzłocił wschód słońca


    Kosy, jak senne mary, cicho stoją na warcie ozdabiając milczeniem krawężniki osiedlowych alejek. Prostokąty świateł świadczą, że nie wszystkim dane jest zaznać snu, a nieliczne sylwetki w mroku przemieszczają się wiedzione przyzwyczajeniem. Córka piekarza o ramieniu poparzonym w młodości zrezygnowała z pracy, bo przeszkadzały w studiowaniu prawa, więc dziś chlebem dzieli pani, która o studiach dawno zapomniała. Wróble jeszcze nie zdążyły jej oplotkować i z rezerwą trzymają się na dystans, nie wiedząc, kto to taki.

4 komentarze:

  1. Zarumieniony widnokrąg, to też piękny widok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze jak. szkoda, że plener zasłania. nie jak nad morzem

      Usuń
  2. To, co napisałeś, uderza mnie w sposób podwójny jakby zderzały się ze sobą dwa różne światy: jeden mocno osadzony w językowej zabawie, w rytmie aliteracji i lekkiej ironii („kompost–kompot–komplet–kompetentni kumple”), a drugi, nasycony obrazami ciała, ulicy, codziennych mikrohistorii. I może właśnie to zestawienie najmocniej mnie porusza. Bo przecież tak często żyjemy na styku, z jednej strony w lekkim, prawie żartobliwym splocie słów, które same się prowadzą, jakby grały w swoją grę; z drugiej, w powadze spojrzenia, które nagle rejestruje ciało dziewczyny, ruch bioder, oddech poranka, niewidzialne życie kosów, piekarnie i prostokąty świateł. To są dwa porządki, które wcale się nie wykluczają, tylko domagają się równoczesnej uwagi. Kiedy czytam ten fragment, wracam myślą do własnego przyzwyczajenia, by świat notować z rozproszeniem: trochę przez ucho (dźwięk zestawionych głosek), trochę przez oko (ruchy, światła, cienie), trochę przez pamięć (historia córki piekarza). Takie pisanie to dla mnie próba uchwycenia całego spektrum, od czystej gry języka po dotyk codzienności, która nagle nabiera ciężaru symbolu. I myślę, że w tym tkwi jakaś czułość, że nie trzeba wybierać między kompotem z kompostu a rumieńcem widnokręgu. Oba są prawdziwe. Oba domagają się zapisu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszy mnie, że zrobiło wrażenie te kilka słów. naprawdę. a z tytułami, to już nie raz wyjaśniałem - przypadek, że akurat dziś taki się wytasował. wymyślam je czasami hurtem, żeby nie pozwolić głowie na błądzenie po manowcach i mam ich po kilkanaście czekających na swój dzień. a z dni mijających staram się wyłuskać coś, co mnie zachwyci, zdziwi, zniesmaczy - obudzi do życia, by dostrzec, że inni są inni. niż ja, niż moje o nich mniemanie, niż to, jak zachowaliby się będąc w odmiennym nastroju.

      Usuń