piątek, 23 listopada 2018

Wielki głód.


Zanim wstałem, jedną ręką zatrzymałem czas (nie przyznam się co robiłem drugą, bo takich spraw nie opowiada się przed 22.00, kiedy dorośli idą spać i młodzież wreszcie może się wyszumieć na całego). Niech mnie nie popędza, kiedy chcę się pokokosić jedną minutkę, albo cały kwadrans. Chyba się zdziwił, bo zazwyczaj pozwalam mu się podglądać, a on chyba to lubi zbereźnik jeden, bo mu tętno skacze i ma sześćdziesiąt cyknięć na minutę. Nic dziwnego, że mu bateria wysiada i styki się grzeją. Pomyślałem leniwie, że kiedy już wstanę, to podejdę do lusterka zobaczyć, czym się ten czas tak emocjonuje. Wydawało mi się, że z wyglądu przypominam wieszak na płaszcze i parasole – taki dość sfatygowany, z łuszczącym się lakierem i bliznami ubytków po kornikach, albo innych szkodnikach. Ach! I jeszcze pryszcz mi wyrósł tak nietwarzowo, że z siedzeniem mam kłopoty…

Łóżko skrzypiało dość rytmicznie, jakby przymierzało się do orgazmu, albo usiłowało zastępczo odmierzać to, co czas złapany za twarz zaprzepaścił. To je ubodłem. Z premedytacją. Raz. O poranku mam narzędzia tymczasowe i bodnąć mogę, dzięki czemu pryszcz przestaje być dominującym doznaniem na krótkie minuty i stanowi najwyżej położony topograficznie punkt na moim ciele. Jak krater wulkanu… Mógłby wybuchnąć – erupcja być może zmniejszyłaby dyskomfort podczas siedzenia. Ba! Jestem przekonany, że bez krateru siedzenie zawierało w sobie wątki hedonistyczne. Pryszcz przewrotnie pozwolił sobie (mi?) na erupcję, ale podziemną, przeciwnie skierowaną. Krótko mówiąc łóżko bodnięte zostało aż do spełnienia – przynajmniej mojego. Ono też już przestało skrzypieć, więc może wspólnie popadliśmy w letarg i błogostan? Idealnie w punkt trafione orgazmy w chwilowo stabilnym układzie współrzędnych, gdzie czas jest constans wydaje się łatwizną. Ja się spociłem, łóżko chyba też. I tylko pryszcz sterczał, jakby niebu wyzwanie rzucał.

Czas coś usiłował, ale takim ciężkim basem, że trudno było go zrozumieć. Wskazówką godzinową molestował mnie i szturchać chciał, albo… Nie… On chyba nie zamierza wykorzystać mnie w takiej chwili, gdy leżę z wypiętym pod niebo pryszczem i maślanym wzrokiem wtulam się w ciepłem dyszące łóżko… Och, perfidia jedna!… Wskazówka sztywno sterczała mu w dół, jakby miał zamiar zaatakować mnie odgórnie i wytrysnąć strumieniem ławicy pikosekund. Spłynąć z nieba jak jastrząb na zatrwożonego świstaka i wytarmosić go, aż się pióra posypią. Biedny ja – przyjdzie zapłacić za chwilę rozkoszy i oddać się popytowi. Myśli rozpierzchały się we mnie jak króliczki i szukały kryjówki, choć mięśnie tonowały emocje twierdząc, że nadal są bezsilne i trudno – podaż sterczy pod niebiosa, niech więc życie zwycięży. Ewolucja i prokreacja, to bardzo silne imperatywy i mały pryszcz nie powstrzyma zapędów natury. Może być zgoła uznany za element drobnej perwersji mającej na celu urozmaicenie intymności. Taki pieprzyk nad górną wargą…

Zegar wstrzymał oddech – zapewne gustuje w emocjach z pogranicza bezdechu. To może być doznanie podobne do wsparcia farmakologicznego i równie mocno uzależniać, choć karalne bywa tylko wtedy, kiedy zapotrzebowanie na bezdech przekroczy limit wytrzymałości organizmu poddanego wyrafinowanej pieszczocie. Może czas wytłumaczył sobie, że jeden oddech na cyknięcie, to i tak zbyt wiele. A ostatnio cykał jakieś pięć minut temu. Jak poławiacz pereł, któremu podobna częstotliwość wystarcza, żeby wyłowić ziarno piachu obleczone śluzem mięczaka na palec grubo. Nie miałem wyjścia – wstrzymałem i ja. Pryszcz też. Najwyraźniej instynkt stadny się w nim odezwał i dołączył. Łóżko poszło za ciosem, bo jego mięśnie znajdowały się w stanie podobnym do moich.

Można zaryzykować stwierdzenie, że świat cały się zatrzymał i czekał na prawdopodobną interwencję czasu. Na chwilę, w której zatknie proporzec krótkiej, grubej wskazówki kipiącej pożądaniem w moim wyeksponowanym, wysklepionym ciele wyraźnie pobladłym od tego napięcia. Czas przedłużał chwilę ponad wytrzymałość ludzką, i ciało zaczęło się oswajać z myślą, że zostanie wykorzystane. Syndrom sztokholmski? Otworzyłem się jak kielich kwiatu, kiedy słońce zacznie żebrać o wzajemność i zawsze dostanie to, czego pragnie. Nie mogłem z tym walczyć. Świat ulega pożądaniu, choćbym pazurami trzymał futryny, żeby nie dać się porwać w namiętność alkowy. Już się nie bałem. Czekałem, aż wreszcie się ruszy.

No i ruszył łachudra jeden i… cyk… cyk… cyk… Wyprężona i twarda wskazówka więdła unosząc się w górę. Zapomniał o mnie! Obiecał i nie przyszedł. Porzucił! Rozkochał i porzucił. I jeszcze bezczelnie patrzy na mnie i z pogardą rzuca mi w twarz to swoje cyk… cyk… Nawet pryszcza szlag trafił na miejscu i pękł. Dobrze, że on, a nie łóżko… Zaufaj takiemu… Do domu wpuść i obnaż własne słabości… A ten tylko ironizuje… cyk… cyk… Poduszka zdobyła się na empatię i łzy mi ociera. Łóżko wyrozumiale i taktownie milczy. Jemu łatwiej, bo milczy spełnione. Nie zrobiłem mu takiego afrontu. Oby mu serce pękło. Żeby rytm zgubił i potknął się o własne cyk… cyk… I rozkwasił mordę tak bardzo, żeby już żaden pryszcz na niego nie spojrzał. Nigdy. A taki był namiętny, kiedy stał… hmmm... kiedy się zatrzymał?... Jedno trzeba mu przyznać uczciwie pomimo bólu niespełnienia. Ta wskazówka była naprawdę gruba… Miał się czym pochwalić.

6 komentarzy:

  1. erupcja do wewnątrz to chyba implozja.
    Nie... pryszcz nie urozmaici intymności... ale może zostać po prostu zignorowany. Kogóż obchodzi coś, co pojawia się na chwilę, by potem zniknąć bezpowrotnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. humor i jesień też tak mają - pojawiają się na chwilę i znikają. a co tam - życie, to chwila zaledwie.
    słońce wyszło i wesoło mi. a pryszcz niech się zastanowi nad przyszłością własną bez mojego udziału.
    erupcja do wewnątrz łóżka... to chyba iniekcja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może być iniekcja, choć ta, kojarzy mi się ze wstrzykiwaniem, igłami itp.

      Usuń
    2. no właśnie... a opis dotyczy seksu z meblem... i to zakończonego takim właśnie... wstrzyknięciem...

      Usuń
  3. Bardzo seksowna randka z łóżkiem i czasem z pryszczem w tle. A taki był seksowny, kiedy stał, zatrzymał się ... jakże często można by to powiedzieć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda? za to ubaw miałem przedni. dalej się śmieję. może czas znów się zatrzyma?

      Usuń