sobota, 5 stycznia 2019

Instynkt przetrwania.

Pani zapytana publicznie, stwierdziła dość enigmatycznie, że pan powinien mieć w sobie „coś”, żeby w ogóle mógł liczyć na zauważenie. Nawet przyciskana nie chciała się przyznać co, a dość monotonne i anonimowe domysły sugerowały w niegrzecznych komentarzach, że chodzi o banknoty w liczbie wystarczającej do wypchania sienników carskiej armii z lat szczytowego zapotrzebowania na białe mięso armatnie. Pominąłem zmasowaną ofensywę docinków, że pani dla odmiany powinna „czegoś” nie mieć i im bardziej nie ma, tym jej szanse na dostrzeżenie wzrosną. I tu już nie było żadnych niedomówień i najłagodniejsze były odniesienia do Afrodyty wynurzającej się z piany, żeby dziewicze swe łono złożyć na dziewiczym lądzie… Pominę milczeniem z jaką wokalizą i z kim w duecie, bo po drugiej stronie chętnych, a może wręcz chciwych, tłuszcza dzika i to nie jednopłciowa. Jako wielbiciel wszelakich dygresji przepadłem oczywiście w niedopowiedzeniach - skąd w tamtych czasach piana? Czyżby morze już wtedy było skażone detergentami?

Zerknąłem na panią raz i drugi organoleptycznie szukając na sobie owego tajemniczego „czegoś” i oceniłem, że stać ją było, żeby się choć dyskretnie zarumienić, albo zająknąć, gdyby miała na myśli wyposażenie, którym sama nie dysponuje z powodu płciowej odmienności. A skoro tak, to atrybuty zostawiłem w spokoju na tak zwane „lepsze czasy”, gdy dane mi będzie w zaciszu tej, czy owej sypialni rozpocząć grę w „wytęż wzrok i znajdź 24 szczegóły, którymi”… Ale, to potem. Najpierw trzeba zlokalizować owo „coś”, żeby bezzwłocznie zademonstrować hipotetycznej wybrance i chociaż zaproponować taką grę. Powiedzmy, że wstępną. Podobno nie każda lubi gry, a tym bardziej gierki. Dla odmiany zawodowe hazardzistki zniechęcają mnie swoją profesjonalną znajomością gry, bez względu na jej reguły – cóż nie każdy potrafi w nieskończoność przegrywać.

Ręce mi się spociły od tego szperania, poszukiwania i obmacywania. Już się miałem oddać rozpuście, kiedy z trwogą zauważyłem, że to moje ręce, a ja przecież należę do większości i preferuję dobry dotyk płci różnej od własnej. Uff… Mało sobie po pysku nie dałem i niewiele brakowało do wybuchu trzeciej wojny światowej (precedens już był – jak nie prowokacja gliwicka, to zbrojny apetyt na Helenę po mężu Trojańską). To „coś”, co sam sobie do słuchu powiedziałem, zdecydowanie nie było tym „coś”, którego spodziewała się ta pani. No, chyba, że jest tak niewinnie perwersyjna, że potrafi nawet śliny nie przełknąć wdzięcząc się przed kamerą i nosząc w głowie obrazek z pogranicza kontrolowanej niedelikatności co najmniej wokalnej. Zostawiłem własne zewnętrze i okryłem je czymkolwiek. Otuliłem się, jakbym właśnie skończył taplać się w metrowych zaspach śniegu, bałtyckich bałwanach z przełomu roku, lub Dunajca i ofiarowałem sobie gorącą herbatę z dodatkiem chłodnych okładów, żeby z jednej strony się w cieple ukoić, a z drugiej ochłonąć. Ot – taka niestabilność emocjonalna, czy też rabunkowa gospodarka temperaturowa popadająca w histeryczne skrajności. Męska, solidarna odpowiedź organizmu na niedogodności związane z klimakterium.

Nie - pomyślałem – Pani na pewno nie wspominała o moim kocyku, którym się okryłem. Miękki on i wzorzysty, ale chyba nie o niego szło… Bo gdyby jednak, to mogłaby go spode mnie wyszarpnąć i zostawić mnie na zatracenie jak suchy liść, jak niepotrzebny już pieprzyk nad górną wargą, albo mniej urodziwą torebkę, gdy już piękniejsza trafi pod jej pachę. Mogłaby wytrzepać mnie ze środka jak pestkę ze śliwki i zniknąć, zabierając dwa metry kwadratowe pluszu, jako trofeum myśliwskie, albo całun nie całkiem turyński, bo on bardzo dyskretną metką uśmiecha się made In Tajwan. No i ze dwa tysiące lat krócej ogląda męskie ciało, w którego boskość usiłuję nieustająco wierzyć, mocno przy tym ściskając kciuki za powodzenie. Żeby uniknąć niedopowiedzeń odłożyłem na stół portfel, w którym więcej plastikowych obietnic niż mamony, kocyka pozbyłem się również, zanim wytłoczyłem na nim swój wątpliwy kręgosłup moralny. Zostawiłem sobie listek figowy, gdyż to było dozwolone nawet w starożytności i nikt nie wspomina, jakoby dokładnie takiego listka ktoś zapragnął, żeby nim zupę przyprawić, albo gołąbka weń zawinąć na wieczerzę (oby nie ostatnią).

Stanąłem wreszcie ekologicznie czysty, może nawet chwilowo bezwonny, gdyż z pianą miałem kontakt trzeciego stopnia i to przewlekły. Teraz, gdy wynurzyłem się jako ten dziewiczy Afrodyt w ramach równouprawnienia i ustawowego parytetu na wynurzanie się. Niczym U-Boot po prośbie o wskazanie drogi do argentyńskiej mamusi na suchego przestwór oceanu wypłynąłem i ręce do łaskawego świata rozkładam, żeby z tym moim łonem wybrać się na poszukiwanie Natury… Może nie całej, ale niechby Naturki…. Byle dysponowała łonem, no i żeby owo łono było w kwiecie wieku, abym ów kwiat własnym listkiem przyozdobił komplementarnie – niech więdnie bukiecik na chwałę przyrostu wciąż jeszcze naturalnego. Może się załapiemy na schyłek 500+? Kredycik hipoteczny dla MM, żebyśmy żyli długo i szczęśliwie za siedmioma górami? Albo może… Nie, nie – byle nie wakacje na łonie, bo któreś z nas będzie miało problem. Od wakacji na łonie chyba lepiej zaczynać życiorys. Późniejsze łona pałają gorącą zazdrością i gotowe są do erupcji przed ich pobieżną nawet eksploracją, a ich intensywność z czasem eskaluje. Trzeba dbać o ekosystem i równowagę. Co bardziej aktywne potrafią razić nie tylko gromem – współczesna broń masowego rażenia jest zdecydowanie skuteczniejsza – może porazić na FB tak dotkliwie, że oglądalność spadnie aż za margines.

Uzbrojony ideologicznie, choć fizycznie odziany najskromniej jak się da, debatowałem nad własną, sierocą miłością. Żadnej wskazówki, azymutu, wróżby, czy choćby przesądu. Wysiedzieć mam to „coś”? Wyuczyć na jakimś eksternistycznym kursie za dwa tysiące? W jaki sposób mam powić to „coś”, żeby na ugorze wyrosło? Niechby więc jakieś łono, niekoniecznie od razu czarnoziem płodny do szaleństwa, niech nie mady żyzne do rozpusty… Niechby nawet zmarznięte gołoborze, bylem mógł posiać nasionko, niech dojrzewa, niech się uczy, niech słucha w skupieniu i zaraża się cudzym sukcesem. Gdyby był… Stanąłem przed lustrem, żebym z niepozowanym wdziękiem dokonał desperackiego aktu autoreklamy i nie wiem sam, czy na paluszkach mam stanąć, czy mocniej pupę wypiąć, a może… bez makijażu… O rany… Ale hardkor… W sam raz do polowania na moją Naturę.

18 komentarzy:

  1. Ten Twój dystans do samego siebie zaczyna mi poniekąd imponować.
    Powiedz sam czy istnieje większa męskość niż ta odbijania przez lustrzane taflę???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a pewnie - najłatwiej ją znaleźć przy kieliszku, na balu samców, czasami nazywanym "wieczorkiem półliterackim"

      Usuń
    2. To należy przejść z 0,5 na 0,7
      Podobno dopiero wtedy zaczynają się łowy😎

      Usuń
    3. chyba sen zimowy. rozmawiasz z amatorem, nie z zawodowcem.

      Usuń
  2. ..więc życzę Tobie abyś znalazł 'jakieś łono' i 'posiał nasionko' aby sobie dojrzewało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo faceci są jacyś inni...

    OdpowiedzUsuń
  4. To "coś" się objawi nagle i niespodziewanie jak trafisz na swoje łono. Prze "swoje" rozumiem to, które się z tobą zespoli i zostanie na zawsze. Niestety muszę cię zmartwić, zdarza się, że dwa "cosie", nigdy się nie odnajdują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to smutne... "cosiom" bez towarzystwa musi być bardzo przykro. czyżby za dużo ludzi?

      Usuń
  5. Możliwe, że masz rację. "Cosie" są przytłoczone milionami możliwości i wysyłają coraz słabsze sygnały, aż w końcu dają za wygraną i usychają w samotności. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smutne - kojarzy mi się z uschniętą grządką i zamiast kwiatków - klepisko.

      Usuń
  6. Ale wiesz - obok ugorów są ukwiecone łąki. więc niektórym się udaje. :)
    Świat nie jest sprawiedliwy, ważne, żeby go sobie umiejętnie oswoić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łąki umajone to dla tarpanów i baranków, żeby się pasły. ludzie o łąkach, to tylko wiersze piszą, a trzymają się jednak ubitej ziemi.

      Usuń
  7. Nie, Oko, nie masz racji. Ludzie mogą żyć poezją - jestem tego pewna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno - za to zazwyczaj krótko i nieszczęśliwie.

      Usuń
  8. Jesteś pesymistycznie nastawiony dzisiaj, dodam ci otuchy.
    Ja myślę, że ty masz to "coś" - musisz tylko znaleźć "cosię", która też żywi się słowami.;)

    OdpowiedzUsuń