wtorek, 15 stycznia 2019

Po.


Mokre, bukowe liście mimowolnie nasiąkają miedzią. Pod wzrokiem niemalże się uginają i sprawiają wrażenie, jakby świat pokrył się miękką, kojącą rdzą. Złudne nadzieje. To pułapka gotowa ukraść nogi nieostrożnemu piechurowi. Pod liśćmi czają się wykroty. Pęknięcia i szczeliny. Jama borsuka, wypróchniały pień pełen zmarzniętej, omszałej deszczówki i wysuszone letnim słońcem, ostro złamane gałęzie tak ostre i twarde, że nie trzeba ich w ogniu hartować, żeby ciało na wylot przebiły. Głazy pokruszone, wracające z dumnego dziś szczytu ku podnóżom góry w schyłkowej, skruszonej doskonałości też się ukrywają pod tym pozornym, kosmatym dywanem. Wystarczy przyjrzeć się kolosom hardo stojącym na srebrzystych, gładkich nogach, żeby dostrzec wysiłek, jaki wkładają w utrzymanie się w pionie właśnie tu. W warunkach niegościnnych, skrajnie nieprzyjaznych.

Wiatr spływający z wierzchołka udaje, że droga jest bezpieczna i nawet tańczyć próbuje, w wir ciągnąc oporne, nawilgłe liście. Buki milczą wytrwale. Pazurami korzeni oplatają głazy, żeby nie stoczyły się na ścieżkę i leczą blizny tam, gdzie góra im spadła na palce. Dzik czochra się o poturbowany pień, lecz ulgi mu nie przyniesie buczyna. Nie uwolni go od pcheł. Ale nakarmi, bo to robić potrafi. Pod koroną i w dół zbocza grubą warstwą rozsypane orzechy kuszą smakiem i barwią wiewiórkom ogony. Może pędraki jakieś się pośród nasion kryją? Larwy usiłujące przezimować pod skorupą śniedzi? Ostrożnie stawiam stopy czując, jak ugina się podłoże zbyt wilgotne, by trzeszczeć. Ono już czeka na śnieg, żeby zgnić bez pośpiechu, nie narażając się na pogardliwy wzrok. Pojedyncza jodła wycina w miedziano-szaro-czarnej perspektywie posępność zieleni tak intensywnej, że tylko środek dnia potrafi się domyślić jej głębi. Gdy tylko słońce zejdzie odrobinę niżej zieleń tężeje do matowo-aksamitnej czerni. Do czasu zjaw i potworów. Do zmierzchu. Nawet ona czeka śnieżnych iskier, żeby się przebrać w puchową baranicę i znów zapłonąć, zajaśnieć pośród szponów buczynowych sztywno drapiących niebiańskie poduszki. Aż dziw, że tak mało się wysypuje, gdy tak wielu się wysila.

Świat wokół milczy i trawi obraz powoli. Nie ma pośpiechu. Dla góry dzień, czy rok, to niezauważalny odcinek czasu. To teraźniejszość posiniaczona zachodami słońca i pochopnością przebiśniegów rwących się do życia w rytmie nerwowego oddechu. Serduszka zajęczego szczawiu chytrze udają czterolistną koniczynę tak doskonale, że nawet mięsożercy się nabierają, niechcący uzupełniając witaminy. Szczęście noszą w żołądku. Jałowiec, ostrożny z natury, niewyrywny, oschły, zerka na świat zaskorupiałymi od krwi jagodami. Już nazwą sugeruje jałowość oczekiwań na jakikolwiek pośpiech, czy wzajemność. On uczy się od gór stoickiej doskonałości. Łykowaty, twardy i niezależny. Broni własnej wolności jak tylko potrafi i drapie do krwi przy każdej próbie zbliżenia, a krople wiesza sobie na ramionach jakby to były kolczyki z płomiennych rubinów. Albo ordery za krew na polu bitwy.

Skórę liże śnieg mający spaść dopiero za tydzień, ale już teraz zmusza włoski pokrywające ciało do czujności. Ono wypatruje niezależnie od woli tego, co nadejść musi. I nadejdzie. Natura myli się rzadko. Może nawet wcale. Jest zbyt doskonała, żebym ja, własnym, nieumiejętnym spojrzeniem mógł wiarygodnie wskazać jej błąd. Chyba, że wskażę na siebie. Bo ja jestem błędem. Nie musiałem tu być. Zakłócać nie musiałem. I rdza leżąca odłogiem poradzi sobie beze mnie znakomicie. Góra, buczyna, dzik… Żyć potrafią beze mnie. To ja jestem zależny od nich, choć nie przyznam się głośno. Oni i tak wiedzą. Moja próżność mi jednak każe powstrzymać się od dziękczynienia. Przecież noszę w sobie również inne uczucia. I potrzeby noszę podłe. Skąd we mnie mniemanie, że swoją tymczasowością mogę ton naturze nadawać? Mnie na to stać, bo krótkim wzrokiem na świat patrzę, więc mogę w swojej ignorancji puszyć się, jak puszy się pałka tataraku, nim wybuchnie sierpniową erupcją i rozproszy się na wietrze miliardem drobin niesionych daleko, poza zasięg wzroku, by tam spróbować raz jeszcze.

Idę poprzez i pomimo. Wąwozem wilgotnym się wspinam po śliskich od rosy liściach opitych bardziej, niż wtedy, gdy drzewo zdobiły. Zieleń dojrzałą do rudości, życie w chwale minionej – depczę. Miażdżę i ziemi pomagam strawić to życie wątłe, jednoroczne i powtarzalne do znudzenia. Ślizgam się idąc, wzrokiem szukając nieba. Jest gdzieś tam. Wysoko nade mną, nad bukami, nad górą. Jest. Wiatr stara się mnie zniechęcić i spycha ze ścieżki iluzorycznej. Mami kołyszącą się kępą parchatych brzóz siwobrodych. Staje redutą jeżyn, maliniakiem rozsnuwa wspomnienie słodyczy. Liście bukowe, lakierowane wiosennym słońcem niewielu mają konkurentów – może miodowo-pomarańczowe liście jesiennej czeremchy polerowane świecową politurą, może gładkie platany skórzasto-listopadowe… Wspinaczka. Amatorska i nieudolna. Życie za krótkie na doskonałość wyuczoną. Może mieć tylko jeden ideał – ten, który w nim został zakodowany nieodwołalnie przed poczęciem. Idę. Proste zadanie, choć droga niełatwa. Pod górę, pod prąd strumieni szemrzących radość powrotu w doliny.

Instynktownie nieba mi się zachciało, nie nizin nieskończonych, rozpędzonych po horyzont samopas. Mnie się zachciało wyjść tam, skąd świata nie widać, bo bliżej chmur. Nie musi być wysoko. Pot usiłuje zostać w dolinie, nogi krzyczą z trwogą, że krzywdę chcę im zrobić, a głowa pcha naprzód. Pomiędzy stoki, żeby przełęczą, na grań, na szczyt. Tam, skąd świat jeszcze potrafi jawić się niepokalanym. Gdzie szukam braku mnie. I was, nas, ich. Gdzie świat wzrusza ramionami i gdera życzliwie znosząc łaskawie obecność nieprzeliczonych insektów. Pasożytów i wirusów. Może moja obecność czyni świat silniejszym? Może uodpornił się na mnie? Albo pozwala mi trwać, póki nie zrobaczywieję do szczętu i nie zacznę deprawować innych komórek? Idę na szczyt. Po nic. Po wszystko. Pomału. Idę – po prostu. A buczynowe liście ułożone w mandalę większą niż potrafię ogarnąć wzrokiem lekceważą mnie rumieniąc się nieznacznie.

24 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. są takie lasy. i wąwozy też.
      wiesz o tym doskonale.

      Usuń
  2. To mogłabym być ja. Mam bukowy las pod nosem, chodzę niemal codziennie po tej rdzy bukowej i czasem ślizgam się na liściach bądź orzechach. Znam szczaw zajęczy, sama nieraz próbuję. ;) Jałowce to niemal przyjaciele, chociaż od paru lat toczy je jakaś zaraza, umierają jeden po drugim a młodych jak na lekarstwo.
    A góry - dwoma słowami opisałeś to, co ja czuję jak idę w górę, wciąż w górę, zmęczona, spocona, szczęśliwa. PO NIC. PO WSZYSTKO. Bardzo ci dziękuję, za ten spacer twojej wyobraźni.
    Może byliśmy w tym samym miejscu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja byłem we własnej głowie i wspomnieniach. całkiem blisko. a Ty?

      Usuń
    2. Tu gdzie mieszkam, nad morzem jest bukowy las i chodzę często na spacery z psem. Jałowce to już w innym wymiarze widuję, a góry są bardzo daleko ode mnie, ale mam je w głowie, stale, codziennie... Od dziecka. Niedługo, już w lutym, znowu im się pokłonię. I z wielką przyjemnością się zmęczę śmigając po zaśnieżonych stokach...

      Usuń
    3. tylko nie połam się gdzieś między drzewami.

      Usuń
    4. Nie - nic złego mi się nie zdarzy. Lubię góry z wzajemnością. :) Ale dzięki za troskę.

      Usuń
    5. góry najbardziej lubią tych, których nigdy nie zobaczą. tylko oni szkód nie robią.

      Usuń
    6. Oko - jesteś środowiskowym purystą? Ja przyznam, że też zaczynam mieć problem z tym, co my, ludzie powinniśmy bądź nie, ale z drugiej strony nie można dać się zwariować. Jeśli mielibyśmy żyć w zgodzie z naturą to należy wrócić do jaskiń, a nie jest to możliwe, bo jesteśmy uwikłani.
      Robię natomiast to, co mogę, jako jednostka, staram się w każdym razie, wciąż się uczę, czytam, dokształcam. Nie chcę górom wyrządzić krzywdy.

      Usuń
    7. jestem takim samym szkodnikiem jak pozostali. lubię naturę, ale jestem niezgrabiaszem i za każdym razem skaleczę to co zastanę. wyrzuty sumienia mam raczej nikłe, więc chyba aż takim grzeczniutkim człowieczkiem nie jestem. depczę ilekroć się uda.

      Usuń
    8. No widzisz to tutaj się różnimy odrobinkę. Ja mam niegroźnego fioła na punkcie nie dręczenia natury jeśli nie muszę. Staram się nie łamać gałęzi w czasie wycieczek po lesie, nie śmiecić absolutnie nigdy, nie deptać maleńkich stworzeń. Wierz mi bądź nie, ale stąpam bardzo ostrożnie po deszczu, bo wiem, że ślimaki wychodzą chętnie na wilgotną ziemię i w przeciwieństwie do ciebie bardzo źle się czuję jeśli mimo uwagi nadepnę, a tym samym zamorduję niewinne stworzenie. Są trzy zwierzaki, które potrafię zabić: komar, kleszcz i mucha. Pozostałe, jeśli zawędrują do mojego świata mogą być spokojne o swoje życie. ;)

      Usuń
    9. pod warunkiem, że je dostrzeżesz wśród miliona istotności. ja staram się być nietoksyczny, jednak mam o sobie nieco gorsze zdanie od tego, którym Ty się chwalisz.

      Usuń
    10. Nie chwalę się, dzielę się tym, co myślę. Rozmawiam po prostu. ;) I miło mi, że w tej rozmowie uczestniczysz.
      Bo chyba o to chodzi, wymienić się myślami. Nie mylić z ZAMIENIĆ.

      Usuń
    11. jasne, że tak. uważam, że człowiek choćby na palcach chodził, to piętno odciska. i nie da się wystarczająco uważać. przyroda jakoś sobie radzi z pojedynczymi ekscesami, ale kiedy ludzi masa, to mogą być najgrzeczniejsi, a zdegenerują otoczenie samą obecnością. to dlatego do rezerwatów ludzi się nie wpuszcza.

      Usuń
    12. Nic nie mów, bo czytam aktualnie przygnębiającą rzecz na temat, co już zrobiliśmy naszej Ziemi. I tego nie da się odwrócić, i nie bardzo mamy chęć poważnie stanąć twarzą w twarz z problemem.

      Usuń
    13. mogę nie mówić, jeśli poczujesz się lepiej... nieszczerze.
      jeszcze trochę i będzie się tęsknić do takich wolno gnijących liści

      Usuń
    14. Pewnie nie za naszego życia, ale to żadne pocieszenie.
      A teraz idę na spacer, zespolić się z naturą, z miastem w tym wypadku, nie mam innej natury pod ręką i przewietrzyć głowę.

      Usuń
    15. wiatru pełne garście życzę.

      Usuń
  3. Dzis przemówił Twoim głosem POETA, pięknie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziś przemówił obraz. on tam mieszka każdej jesieni - wiem, gdzie go szukać.

      Usuń
  4. Ładne, bo las i wędrówka...

    OdpowiedzUsuń
  5. Złamałeś moje serce ☺😋Oko
    Źrenice obsuwają się tak spokojnie po znakach które kaligrafują zdania turysty w podróży na szczyt...

    Trzyman kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tkanki miękkie podlegają takim przypadłościom?
      nie wiedziałem, ale przepraszam nieszczerze.
      bo nie obiecam, że się nie powtórzy. filantropia wciąż jest powyżej doczesności bieżącej. usiłuję być uczciwy względem siebie. za to uśmiecham się do Ciebie całkiem niejadowicie.

      Usuń