A kiedy miałem już policzone wszystkie mamusie i cały narybek (remis 10:10), okazało się (jak zwykle), że dziewczynki są w znakomitej przewadze liczebnej. Tym razem 7:3. Samczyki stają się płcią zagrożoną i tylko czekać, aż ktoś otworzy czerwoną księgę ginących gatunków i po cichu dopisze ludzia do długiej listy niknącej różnorodności biologicznej, której obecnie jest podobno 3% - reszta życia, to ludzie i zwierzątka hodowlane.
Rozochocony chciałem coś jeszcze policzyć, ale rowery mnie nie kręciły, samoloty takoż. Ptaków jakoś nie było, może czeredka zbyt wielki rozgardiasz robi, żeby się uchował jaki upośledzony, czy głuchy od urodzenia. A tak w ogóle, to ptaki słyszeć muszą, bo na huk zrywają się do lotu. Chłopię zupełnie niedorosłe pozwoliło sobie na płacz, przegrywając batalię o taczkę. Jak dorośnie, będzie dumny być może, że to nie on nią jeździ. Na chodnikach i murkach powstają spontanicznie kolorowe rysunki kredowe. Jak nie drabina na mur, to gra w klasy, gdzie każda klasa ma więcej niż fantazyjny kształt i kolor. Nawet połowy rozszyfrować nie umiem, ale zmysł artystyczny i ja, to dwa końce huśtawki. A skoro już o niej mowa, to bawią się na niej dzieciaczki w kaskach. Niebezpieczny trend, bo ktoś ograniczony wprowadzi przepis i będzie karał dorosłych za brak kasku u dziecka, gdy bawi się na zjeżdżalni, czy bujanym koniku. Okropność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz