środa, 6 sierpnia 2025

Pechowiec pochowa puchowe pacholę.

 

    Wiatr sprawdza, czy liście dobrze trzymają się drzew, ale nie upiera się, kiedy kończy testy bez efektów. Młodziutkie piersi sztywnieją pod jego dotykiem bardziej nawet, niż od słonej wody, która pieni się i wspina sama na siebie, żeby przylepić się do nieostrożnego ciała i ogrzać się, nie zwracając uwagi na nieżyczliwe myśli z jakimi spotykają się te karesy. Nad plażą unoszą się latawce wyczyniające sztuki niedostępne pilotom, a samotny surfer napędzany spadochronem pojawia się i znika w dali ciągnięty z animuszem poprzez wygrzywiające się fale. Gdyby tylko chciał w mig dostałby się na skandynawskie wybrzeże, jednak skrupulatnie trzyma linię horyzontu i wraca na nasz brzeg, nim wzbudzi niepokój pograniczników.


    Ratownicy okutani w służbowe czerwienie niechętnie patrolują linię brzegową, grupka obozowiczów karnie siedzi po pępek w wodzie i czeka na zmiłowanie nadzorców, by uciec do miasteczka parawanowego. Słońce usiłuje wysuszyć piach na wydmach i plaży, wiatr robi co może, żeby się nie udało. Łatwo iść z wiatrem, pod prąd uszy doznają wstrząsu. Hałas można rozpoznać dopiero po zejściu z piasku. W epicentrum wyzysku, na skraju parku nadmorskiego sprzedają się wczesne obiadki, drinki schłodzone fachową ręką, lody i ciastka. Pamiątki, pośród których straszą kije bejsbolowe (na szczęście okryte warstwą pluszu) oglądane są w nieskończoność i podziwiana ich cena. Im bliżej brzegu – tym wyższa. Podobnie jest z bursztynem, choć to paradoksalne, bo w końcu często jeszcze tego roku wyszedł był z wody, więc gdzie ma być tani, jak nie tu właśnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz