środa, 6 sierpnia 2025

Nie na temat.


    Tak mnie nieustająco dręczy, że od „powodzi tysiąclecia” minęło prawie trzydzieści lat i przez cały ten czas wydawana była ciężka forsa na „nigdy więcej podobnych dramatów”. Do spółki z Niemcami i samodzielnie, w kożuszku ekspertów, znawców i innych wiedzących lepiej. Budowało się zbiorniki retencyjne, monitoringi stanu cieków, robiło plany gospodarki wodnej i co?


    Praktycznie każdego roku dzieją się dramaty jak nie na Odrze, to na Wiśle, względnie na pomniejszych rzeczułkach, wzbierających pod wpływem byle deszczu – wcale nie biblijnego. A pamiętać trzeba, że zimy mamy bez śniegu, suszą hydrologiczną straszą nas każdego lata, rzeki latem wysychają ustanawiając życiowe rekordy, więc skąd te powodzie?


    Nie mam dostępu do wiedzy tajemnej, jednak zdrowy rozsądek podpowiada, że skoro latem mamy suszę, to zbiorniki retencyjne mogłyby otworzyć wrota i wylać to, co się zimą i wiosną nazbierało. Poszłoby toto powolutku do rzek i szlag jasny trafiłby suszę. A przy okazji zbiorniki puste czekałyby na jesienne deszcze, żeby się napełnić i (być może) opróżnić przed zimą, żeby mieć miejsce na wiosenne deszcze i odwilże. A tu co? Ledwie dwa dni deszczu i całe powiaty toną.


    I tak na przemian nadchodzi susza-potop-susza-potop. Do obrzydzenia. Trzydzieści lat kombinowania na poziomie rządu, samorządu, naukowców, polityków, prawników i wydawania ciężkich, nie tylko unijnych milionów bez sukcesów? Bo alert RCB w telefonie, to jedynie wyraz bezradności w obliczu niczym niewyróżniającego się deszczu. Zresztą – jak skonsumować tę nieszczęsną informację, że pada? Dokupić dwie pary kaloszy, czy gnać do sklepu po sto litrów wody i dwadzieścia bochenków chleba? A może prosiaczka z piwnicy na strych wyeksportować razem z michą i toaletą?


    Jedyna korzyść, to ta, że latem na zbiornikach można swobodnie żagle rozwinąć i popływać, jeśli ktoś zdąży wyszarpać odszkodowanie po zalanym majątku i zainwestuje w przyzwoity jacht.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz