Bladolice łanie pomykały rączo na pokoje, gdzie być może ktoś zadba o jakość rumieńców buzi wykreślonych na wyjściowo, by noc nie minęła nadaremno. Drobny deszcz ścigał maruderów, lekceważony był jednak przez osobniki zmutowane, wzmocnione wewnętrznie okowitą mniej, czy bardziej rozcieńczoną. Ani łanie, ani tym bardziej mutanci nie potrzebowali kół do pływania, mijając obojętnie asortyment prezentowany przez rudowłosą piękność en-iks-el w niepokalanej czerni, o łydkach jak antałki – że bielsze od każdej łani, to zaledwie detal, ale rozmiarem przewyższający bicepsy ekstraklasowych mutantów. I oczywiście nie były omszałe. Tatuaże otarte nadbałtyckim piachem, osolone przybojami, względnie potem, prężyły się jak tylko mogły skupiając na muskulaturze wzrok płochych niewiast, snujących w głowach omdlewające scenariusze na całe zawsze, choćby miało trwać jedynie do poranka, kiedy okazały James okaże się byle-Januszem z Pcimia, wymagającym trwałej pielęgnacji już po jednej, niezbyt upojnej nocy, dramatycznie rujnującej jego ego, oraz jej wizje schnące szybciej niż uda po pierwszych, jeszcze gorących pocałunkach.
Plankton bez doświadczeń innych od ukradkowych wizyt na portalach zbyt dorosłych, patrzył cielęcym, czyli odpowiednim do wieku wzrokiem na twory współczesnego piękna, obiecując sobie, że gdy tylko mama się zgodzi, a tata podrzuci grosz wystarczający na serię zabiegów doścignie, a może nawet przegoni każdą ikonę, względnie abstrakcję urody powodującej na nadmorskich deptakach zauważalne podciśnienie związane z masowym wciąganiem powietrza przez lwy salonowe o wyporności wystarczającej do zrobienia komunikacyjnego tłoku w kilka osób powiązanych siecią genealogiczną niskiego stopnia komplikacji.
Szczęśliwie dzień poszarzał już poniewczasie, gdyż wszystko co miało się odbyć na świeżym powietrzu, zdążyło, a to, co miało trafić w alkowy dopiero było pertraktowane pod parasolami, czy bardziej zaawansowanymi zadaszeniami tymczasowych lokali z wyszynkiem. Czyli naturalnego biegu spraw nie zakłócił deszcz, a co najwyżej stał się katalizatorem, przyspieszającym podjęcie decyzji o sojuszu, czy zawieszeniu broni na pojedyncze godziny ku utrapieniu sąsiadów.
Na dzisiejszym spacerze w deszczowym klimacie natknęliśmy się na parkę w aucie, myśleli, że za miastem w kiepską pogodę sami będą, a tu łażą tacy po polach...
OdpowiedzUsuń