Śliczna dziewczynka o delikatnej urodzie była nieobecna, a jej paluszki z obowiązkowo sztucznymi pazurkami (podręczną broń dobrze nosić przy sobie) błądziły w otchłaniach internetu. Wpatrzona w monitor, słuchem zatopiona w głębinach internetu, stracona dla świata rzeczywistego. Na wykoszonym nieużytku grasuje rudo-biały kot z niepojętą cierpliwością czający się tam, gdzie słuch doprowadził go do hipotezy, że pod ziemią ukrywa się śniadanie – cieplutkie, drżące i zapewne nieświadome losu.
Już-Nie-Ruda Kobra wsiadając zerknęła na mnie pytająco i nie wiem, co przeczytała w odpowiedzi, bo poszła tam, gdzie siada gdy nie brakuje miejsc. Ja zerkam na tory nostalgicznie ciągnące się za horyzont. Puste od pociągów, które mogłyby odmienić czyjś los na drugim końcu torów. Do autobusu wsiada chłopak w czarnej, nieprześwitującej od zewnątrz przyłbicy. Rozgląda się i usatysfakcjonowany widokiem ściąga ją odsłaniając spoconą, azjatycką twarz. Młodziaki, wyzywająco aroganckie w stroju i zachowaniach, trzymały się za ręce i opowiadały sobie o reklamie McDonalda, w której wziął udział paśnik na skrzyżowaniu dużych ulic, wtulonych w wielkie blokowisko. Bezmyślnie rozdrapuję strupek i śliną zaklejam dziurę, żeby krew nie ciekła.
Kobieta wyglądająca jak zabiedzona klepsydra wysiadła przy dworcu, gdzie czarno-białą dziewczynę powstrzymały światła i nieprzyjazny warkot autokaru. Satynowa sukienka, wyglądająca jak nocna koszula olśniewała różowością zsynchronizowaną z różowością kolczyków. Kto wie, czy jedno z drugim nie było kupione w komplecie. Dwie doświadczone matrony z pogardą obserwowały trzecią, która nie bacząc na wiek pozwoliła sobie wystąpić w króciutkiej kiecce odsłaniającej jej mocno opalone nogi, a sandałki na wysokim obcasie obejmowały stopy z paznokciami polakierowanymi na czarno-zielony kolor połyskujący starym złotem.
Po południu przyglądam się kreacjom na rozpoczęcie roku szkolnego i doznaję zawrotu głowy. Halka i krawat stanowiący uzupełnienie plisowanej spódniczki i całkiem eleganckich butów. Strój więcej niż galowy, zapewne lepszy niż kozaki plus pół bluzeczki (ta przednia połówka). Wkrótce miało się okazać, że czarne kozaczki i białe halki to żadne dziwowisko, tylko powtarzalne wybory tego lata. Dziewczęta o pachach wygolonych dokładniej niż moje policzki polują w autobusie na wiatr, a tam okna zablokowane z powodu niewydolnej klimatyzacji. Wyświetlacz w autobusie najwyraźniej dostał udaru, bo pokazuje pochmurny dzień i maksymalnie 22 stopnie, a słońce, najwyraźniej słabo poinformowane usiłuje opalić dach autobusu, aż czuję się jak odgrzewany w mikrofali kotlet. Z tego wszystkiego dostaję pomieszania zmysłów i wymyślam, że po niemiecku bunc, to zapewne buntz, może nawet bunts.