poniedziałek, 1 września 2025

Kolarz kolaboruje z kolorem korali.

 

    Śliczna dziewczynka o delikatnej urodzie była nieobecna, a jej paluszki z obowiązkowo sztucznymi pazurkami (podręczną broń dobrze nosić przy sobie) błądziły w otchłaniach internetu. Wpatrzona w monitor, słuchem zatopiona w głębinach internetu, stracona dla świata rzeczywistego. Na wykoszonym nieużytku grasuje rudo-biały kot z niepojętą cierpliwością czający się tam, gdzie słuch doprowadził go do hipotezy, że pod ziemią ukrywa się śniadanie – cieplutkie, drżące i zapewne nieświadome losu.


    Już-Nie-Ruda Kobra wsiadając zerknęła na mnie pytająco i nie wiem, co przeczytała w odpowiedzi, bo poszła tam, gdzie siada gdy nie brakuje miejsc. Ja zerkam na tory nostalgicznie ciągnące się za horyzont. Puste od pociągów, które mogłyby odmienić czyjś los na drugim końcu torów. Do autobusu wsiada chłopak w czarnej, nieprześwitującej od zewnątrz przyłbicy. Rozgląda się i usatysfakcjonowany widokiem ściąga ją odsłaniając spoconą, azjatycką twarz. Młodziaki, wyzywająco aroganckie w stroju i zachowaniach, trzymały się za ręce i opowiadały sobie o reklamie McDonalda, w której wziął udział paśnik na skrzyżowaniu dużych ulic, wtulonych w wielkie blokowisko. Bezmyślnie rozdrapuję strupek i śliną zaklejam dziurę, żeby krew nie ciekła.


    Kobieta wyglądająca jak zabiedzona klepsydra wysiadła przy dworcu, gdzie czarno-białą dziewczynę powstrzymały światła i nieprzyjazny warkot autokaru. Satynowa sukienka, wyglądająca jak nocna koszula olśniewała różowością zsynchronizowaną z różowością kolczyków. Kto wie, czy jedno z drugim nie było kupione w komplecie. Dwie doświadczone matrony z pogardą obserwowały trzecią, która nie bacząc na wiek pozwoliła sobie wystąpić w króciutkiej kiecce odsłaniającej jej mocno opalone nogi, a sandałki na wysokim obcasie obejmowały stopy z paznokciami polakierowanymi na czarno-zielony kolor połyskujący starym złotem.


    Po południu przyglądam się kreacjom na rozpoczęcie roku szkolnego i doznaję zawrotu głowy. Halka i krawat stanowiący uzupełnienie plisowanej spódniczki i całkiem eleganckich butów. Strój więcej niż galowy, zapewne lepszy niż kozaki plus pół bluzeczki (ta przednia połówka). Wkrótce miało się okazać, że czarne kozaczki i białe halki to żadne dziwowisko, tylko powtarzalne wybory tego lata. Dziewczęta o pachach wygolonych dokładniej niż moje policzki polują w autobusie na wiatr, a tam okna zablokowane z powodu niewydolnej klimatyzacji. Wyświetlacz w autobusie najwyraźniej dostał udaru, bo pokazuje pochmurny dzień i maksymalnie 22 stopnie, a słońce, najwyraźniej słabo poinformowane usiłuje opalić dach autobusu, aż czuję się jak odgrzewany w mikrofali kotlet. Z tego wszystkiego dostaję pomieszania zmysłów i wymyślam, że po niemiecku bunc, to zapewne buntz, może nawet bunts.

Konsekwencje.

 

    Nie wiedziała nawet, czy mu się podoba, czy woli dziewczyny o pełniejszych kształtach, czy też smukłe harty o nogach sięgających nieba. Aż do tej chwili łudziła się, że jakoś się wykpi. Jak zawsze. A teraz będzie musiała się rozebrać. Siedział i patrzył z kpiącym uśmieszkiem, najwyraźniej przeświadczony, że tego nie zrobi. Drań! Pewnie, że drań, ale przecież pomógł. I nie owijał w bawełnę. Od razu powiedział, jakiego spodziewa się wynagrodzenia za pomoc. I naprawdę najpierw świadczył pomoc, a dopiero po fakcie oczekiwał nagrody. Stała taksa. Za pomoc inkasował obraz. Nie dotykał, nie komentował, nie robił zdjęć. Po prostu patrzył, a kiedy nacieszył się widokiem, dziękował i wychodził. I nigdy nie chwalił się tym, co zobaczył.



    Dyskretna świnia. Ale, kiedy nikt nie chciał jej pomóc, a siostra stwierdziła, że nie poradzi sobie z jej problemem, to ona zaproponowała, żeby zgłosić się do Drania. A teraz on siedział w fotelu i patrzył na jej rozterki. Trzęsła się z nerwów. Nagość zawsze ją zawstydzała, upokarzała wręcz, nawet podczas wizyty u ginekologa. A on był kompletnie obcy, mało atrakcyjny i gdyby nie siostrzane wsparcie, nie przyszłoby jej do głowy poprosić go o wsparcie. Nie znalazła śmiałości, by spytać siostrę, czy ona korzystała z pomocy Drania, ani skąd go znała. Wystarczyło jej, że siostra wytłumaczyła jej niezwykle dokładnie, czego musi się spodziewać. Na dodatek, ona i jej miłość poręczyły za nią. One, dwie praktykujące lesbijki. Drań miał zasady. Nie pomagał każdej, a kiedy już się zdecydował, zawsze wymagał dwóch żyrantów. Najlepiej spośród takich, które już wcześniej korzystały z jego pomocy. Odpowiedzialność za nią spadała na poręczycielki, które za niedotrzymanie deklaracji musiały pójść z nim do łóżka. To powstrzymywało udzielanie pochopnych poręczeń, a każde miało naprawdę wielki ładunek wiary, że nie będzie takiej potrzeby.



    I teraz stała przed kpiarzem, który uśmiechał się do myśli, że w dwie najbliższe noce jego pościel ogrzeją kobiece ciała. Przełykała ślinę, głos ją opuścił już dawno. Nie mogła siostrze zrobić czegoś takiego. Westchnęła ciężko, nie mogła mu odmówić nagości. Powoli sięgnęła guzika bluzki. Parzył w palce, jakby był pełen gorących kolców. Drań przestał się uśmiechać i spoważniał. Spuściła wzrok, nim sięgnęła kolejnego kolczastego potwora. To będzie bardzo długa droga.