Starsza pani, w czymś, co wydało mi się letnią piżamką w kolorze świeżo patroszonego łososia, beształa gościa na inwalidzkim wózku beztrosko blokującego chodnik. A może tylko tłumaczyła mu coś zamaszyście i soczyście? Zmarznięte piersiątka wędrowały w stronę południa, bo służby meteo zapowiadały popołudniowe piekło i skwar nieludzki, choć wcześniej kobiety pozaplatały nogi w warkocze czekając na transport.
Chyba-dziewczę o włosach przeważnie żółtych, gdzieniegdzie zielonych przemknęło obok, obojętnie mijając dwie hinduskie parki. Egzotycznych zwiedzaczy i już-tubylców zresztą przybywa w tempie zdumiewającym, sprawiając, że milknę, mimo że jestem u siebie. Zgrabna kapitanka zapraszała przyjezdnych na rejs z prądem, bądź wręcz przeciwnie, byle po Rzece, by od tej nieoczywistej strony zwiedzać Miasto. A wiatru było zaledwie tyle, by nieśmiało załopotać flagami, za to słońca przybyło bardzo dużo. Ze współczuciem patrzyłem, jak mój cień szuka schronienia, wykorzystując każdą możliwą przesłonę. Choćby pani wystarczająco rozłożystej w biodrach, by zapewnić minimalną oazę wytchnienia (westchnienia?).
U nas natomiast wiatr jak dla żeglarzy, nic tylko żagiel na deskorolkę i w drogę!
OdpowiedzUsuńruszaj śmiało. ja wolę spacer.
UsuńWidzę to wszystko jak w zwolnionym tempie, ludzi, cienie, kolory i drobne gesty, które nagle stają się całym światem. Każdy ruch, każdy warkocz, każdy cień szukający schronienia, wydaje się mieć wagę nieproporcjonalną do rzeczywistości, a jednak to one tworzą rytm miasta. I choć jestem tu „u siebie”, to nagle czuję, że wszystko jest nowe, egzotyczne i delikatnie wymyka się spod kontroli.
OdpowiedzUsuńkażdy dzień jest inny. można we własnym ogródku każdego dnia zachwycać się czymś, czego wczoraj nie było i jutro już nie będzie.
UsuńBardzo upalna ta notka, w każdym razie tak ją odbieram.
OdpowiedzUsuńinaczej zaczynała, bo świt nie należał do ciepłych. za to popołudnie, to już piec.
Usuń