środa, 9 listopada 2022

Bez przebaczenia.

 

Wracaliśmy nocami, kiedy wróg zasypiał. Budziliśmy kobiety, albo delikatnie rozsuwaliśmy im uda. Niechby przez sen, płodziliśmy na wygnaniu kozaków, którzy nas pomszczą. Za dwadzieścia, może trzydzieści lat. Przed brzaskiem całowaliśmy wystające spod kołdry stopy, ukradkiem sięgając po mundur i biegliśmy do samolotów, aby przed wschodem słońca stanąć w okopach.

Śpiące miasto drżało podkutymi buciorami i szczękiem broni tłukącej o hełm i plecak z granatami. Ukryte pod kamizelką kuloodporną, drzemały nadzieje. Że jutro znów przylecimy, by szorstką od twardej służby ręką sięgnąć wysoko między kolana nawykłe do poświęceń.

Komu dopisało szczęście, śpiewał już kołysanki nienarodzonemu. Inni zawzięcie próbowali, póki życie trwało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz