Cierpliwie
wykuwałem miecz, żeby potrafił rozedrzeć noc. Wetknąłem ostrze w płomienie, aby
był doskonałym. Latami kradłem diamenty, żeby wrzucić je w bazaltową misę wrzącego
bursztynu. Miodowe smugi miękkiego płomienia ustąpiły miejsca białobłękitnym szponom.
Głodny ogień ogryzł miecz z niedoskonałości. Kiedy ostrze przestało mienić się
czerwieniami i podążyło drogą ku bieli – wetknąłem ostrze w dziewiczą toń
zamarzniętą tak dawno, że zapomniała innych stanów. Jęknęła czując potęgę
ostrza. Zahartowany miecz dojrzewał, strzeżony polarną zorzą, aż stal
zadźwięczała w mroku. Wtedy, smoczą skórą, nadałem mu ostateczny szlif. Był gotów.
Machnąłem
raz tylko, a cień ostrza cichutko rozpruł niebo. Powoli zaczęły się sypać gwiazdy.
I gdzie spadły?
OdpowiedzUsuńa co? chciałaś sobie nazbierać do fartuszka?
UsuńOtworzyłam puszkę z życzeniami...może coś się wreszcie spełni? Trochę pachną rybami, ale ...jaka puszka takie życzenia :)
OdpowiedzUsuńa cóż miałoby się spełnić?
UsuńTe małostkowe kiedyś wypisałam u siebie, a to znacznie większego kalibru : to może brak życzeń? Mam wrażenie, że to zapewnia lekkość ducha i daje swobodę/ możliwość wyrażenia się do cna.
OdpowiedzUsuńto może nie otwieraj nic żeby się nie zaczęło spełniać coś czego wolisz uniknąć. wyrażaj się do cna - choć brzmi to dość dwuznacznie. będziesz kląć?
UsuńTylko od czasu do czasu pod nosem...Do cna nie da rady...niezgłębione bowiem są "wyroki boskie" tako i człowiek poznaje tylko pewien wąski zakres materialnej rzeczywistości.
Usuń