Jeśli ktoś sądzi, że królewski Szpieg
płci nieznanej jest osobnikiem z przypadku – myli się dramatycznie. Kiedy tylko
skończył rozwieszanie królewskiej mistyfikacji i wkładanie w dworskie usta
królewskiego życzenia – ponegocjował z czasem, kapkę się przespał i udał się w
drogę powrotną – przez Pola Pasikoników do Bierutowa. I choć droga musiała
zająć więcej niż dwa tygodnie wytrawnemu wędrowcowi – sam dzięki kolaboracji z
fantazjami Czasu – pokonał w dwa zaledwie popołudnia – resztę czasu przegrywając
w pokera z właścicielem owych chwil, zbędnych dla toczenia się nurtu opowieści.
Nieskromnie podejrzewał, że delegacja Domu Filozofów do Bierutowa dotrze dwa
miesiące po nim, a może nawet pół roku później. Chyba, że pasikoniki wykluczą
tych graczy z dalszej rozgrywki i pozostawią plansze dla bardziej wytrawnych
graczy.
Czytelnik zapoznaje się z półświatem
powoli, żeby jej/jego umysł nie stracił zbytnio na wadze, a tym bardziej na
równoważni psychicznej. Półświat Króla Leona został ledwie zarysowany.
Miasto-stolica i pewna liczba nieznanych wiosek specjalizujących się w
dyscyplinach uregulowanych Wieloletnim Programem Korporacyjnego Ładu. Pośród
nich znamy raczej pobieżnie Bierutów i wspomniano półgębkiem o górach Krzywego
Rogu – które nienachalnie przypomniały o sobie, gdyż wcześniej zostały napiętnowane
uwagą przez Bezwzględną Konieczność podwójnym (jak cały ten świat) dekalogiem
(wyjątek nie znający żadnej reguły). Poprzez niecierpliwość martwych smoków i
chichot stroboskopowy Konieczności, z podwójnego dekalogu ludzkości ostały się
dwa przykazania – po jednym na każdy półświatek. A i to zatkniętym tak wysoko,
że dotychczas nikt nie pojawił się, aby je odczytać. Historia napomyka, że musi
narodzić się ojciec astronomii, który pozna zawartość spękanych tablic czytając
je z cienia na słońcu – musi tylko wynaleźć lunetę o wystarczającej przesłonie
i mocy oraz oczywiście – nauczyć się czytać.
Czas
najwyższy zaopiekować się niewiedzą na temat Pola Pasikoników. Półświatek Króla
Leona posiadał mnóstwo nieużytków i zakamarków zapomnianych przez Czas i
Historię – zapewne sprawiła to przezorność Bezwzględnej Konieczności, żeby mieć
asa w rękawie i zapas na czarną godzinę Armagedonu. W takim nienazwanym miejscu
mogą rodzić się bohaterowie i mrzeć mrzonki, a fakty mogą zaginąć bez śladu jak
lek na katar. Jednak niektóre z plam na mapie poznania wyrwały się spod jarzma roztargnionej
nieco Konieczności i rozbrykały się napędzane smoczym smaganiem. Martwy smok ma
wciąż tak silne połączenia nerwowe ze światem psychiki, że jednostkom
mniejszego kalibru potrafi przechwycić szyszynkę omijając świadomość nosiciela tak,
że nie pozna iż został zaatakowany i opanowany do cna. Martwy smok może pożreć
każdą istotę myślącą w promieniu wielu kilometrów od swego martwego ciała, a
należy pamiętać że cały świat po którym nieostrożnie stąpa ta opowieść ustanowiony
został na dwóch zawziętych mega-ciałach śmiertelnie kopniętych słońcem smoków.
Operujące w takich warunkach pasikoniki
zmężniały i nabrały mocy, oraz rozmiarów młodego perszerona, z jedną zaledwie
różnicą – perszerony do dzisiaj zachwycone są owsem, a pasikoniki już
niekoniecznie. Zmutowały i dla zbilansowania życiowej energii rozpoczęły
ewolucyjne poszukiwania pokarmu adekwatnego do potrzeb i potwierdzając
darwinowską myśl o adaptacji do zmian – stały się drapieżnikami, nie czekając
narodzin Darwina. Między innymi dlatego wyprawa do Bierutowa poprzez Pola
Pasikoników nie bywa nigdy piknikiem niedzielnym. Pustkowie pocięte tętentem
głodnych pasikoników jest miejscem skrajnie nieprzyjaznym i pustym. Po
podobnych polach wędrowały niegdyś bizony… Upsss… Przepraszam – będą wędrować
bizony, zanim Korporacja ich nie wyrżnie w pień w kilka pracowitych lat
nieparzystych.
Teraz chyba staje się zrozumiałą danina
Szpiega, który poświęcił dwa poranki i dwie noce, aby bez kłopotu dotrzeć do
Bierutowa z pomocą Czasu. Zawszeć to lepsze niż negocjować z historią cokół
żałobny. Ale. My tu gadu-gadu, a poniedziałek dojrzał jak jabłuszko na
południowej gałęzi. Każde, nawet podwójne śniadanie ma swój kres i Śmiałkowie z
Domu Filozofów dosiedli właśnie perszeronów napędzanych niskokalorycznym owsem.
Mistrz Fran pomachał im niezbyt czystą chusteczką i jeszcze brudniejszymi myślami,
a słońce ziewało zmęczone wędrowaniem po zenicie. Kiedy już mieli ruszać, właśnie
pomyślało sobie, że nie musi być tak monotonne i mogłoby świecić więcej niż
jedną barwą . Na próbę postanowiło korzystając z wieczornej zuchwałości spróbować
dubeltowych zestawień rewolucyjnych – zielono-czarną pepitkę i jeszcze detal - drobny
akcent dojrzewającej samotnie wiśni. Wieczorami sporo istot staje się
odważniejszymi. Eksperyment zmęczył słońce, więc poszło spać bez pożegnania i
mycia przepoconych po wędrówce nóg. Dwublask komet rozlewał się toksycznym fioletem
po okolicy i wędrowcy skrzętnie i chętnie, zamiast wyruszyć do Bierutowa –
schronili się w bezpiecznym cieple udomowionego pokoju Wieży Oświecenia.
Poniedziałek minął nadaremnie, wbrew woli Mistrza i szpiegowskiego przekazu dla
Króla. Może Szpieg zbyt pochopnie opuścił Stolicę?
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz