piątek, 4 listopada 2022

Pod osłoną nocy.

Tylko Bezwzględna Konieczność wiedziała co się święci, ale oczywiście nikomu nie zdradziła podstępu Boro. Kiedy tylko poniedziałkowy Półświat pokrył się fioletowym mrokiem, a pierwszy dzień wyprawy trwał jedynie w króciuteńkiej notce Arka, Boromir skrył się w zaciszu własnego, przytulnego pokoiku i knuł, jak wykpić się z wyjazdu. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mu bezbłędnie, że spotkanie z hordą wygłodniałych Pasikoników nie będzie przyjemnością – a przynajmniej nie dla członków wyprawy. Jako najbardziej okazały wędrowiec był w naturalny sposób najbardziej łakomym kąskiem i liczenie na łaskę głodnego drapieżnika było irracjonalne. Żeby przetrwać musiał coś wymyślić i to szybko.

 

        Bezwzględnej Konieczności nie trzeba było nic więcej, żeby przykucnąć nieopodal łóżka zadumanego filozofa z niemal widzialnym znakiem zapytania kołyszącym się nad zrozpaczoną sylwetką mędrca, który dał się już poznać jako sprawny racjonalizator i piewca pieśni świeżego powiewu. Czas założył nogę na nogę (siedząc hmmm… w nogach łóżka) i przypatrywał się nieco bardziej złośliwie niż Konieczność. Dopiero skarcony wzrokiem wstrzymał oddech i monotonny ruch ku przyszłości.

 

Wystarczyło! – Boromir skrył się w szczelinę Czasu i popełnił tam pogłębione studium własnych priorytetów. A kiedy w końcu Czas wypuścił z płuc powietrze - wiedział, co MUSI zrobić, żeby PRZEŻYĆ. Błyskawicznie zaktualizował listę Seniorów zamieszkujących najwyższą kondygnację Wieży Oświecenia uwalniając jeden, tak paląco niezbędny pokój z widokiem, przeprowadził równie szybką rotację pośród pozostałych lokatorów, aby zamienić się z kimś o wzroku zbyt słabym, aby docenił widok zza okna. Potem wystarczyło już tylko spakować się i zostawić list pożegnalny dla Wielkiego Mistrza czcionką tak drobną, żeby ten musiał używać okularów:

 

- Drogi Fran (Franciszku nie przeszło mu przez gardło nawet w piśmie)!

Szczęśliwie się złożyło, że poniedziałkowy wyjazd do Bierutowa z przyczyn niezwykle obiektywnych uległ przesunięciu. Otóż, jak się okazało, już od pewnego czasu byłem zarażony tajemniczym wirusem powodującym dramatyczne zmiany w organizmie. Liczę, że nikogo nie zaraziłem chorobą, którą zdefiniują dopiero przyszłe pokolenia mędrców.

Z szacunku dla Waszego i Naszych Uczniów zdrowia postanowiłem bez zbędnej zwłoki przenieść się na poziom zamieszkiwany przez Seniorów i tam dokończyć żywot na tyle godnie, na ile się uda.

Odwzajemniam niewątpliwe ukłony i siwą głową przytakuję Tobie i Naszej Gildii z życzeniami pasma nieustających sukcesów.

Nadal Twój – Boromir (akurat to imię najmniej drapało zarażone wirusem podniebienie).

PS. Wierzę, że wyrwę w składzie drużyny podróżnej uzupełnisz z sobie właściwą lekkością i wdziękiem.

 

Bezwzględna Konieczność aż uniosła brwi z podziwu nad tężyzną umysłową Boromira, który odzyskawszy pełne imię, na paluszkach pokonywał korytarz z mnóstwem drzwi, zza których dobiegało pochrapywanie skomasowanego, filozoficznego spokoju. Kilka schodów, drobne spięcie w celu realizacji przeprowadzki niedołężnych starców i już prześcieradła okryły nagrzane jeszcze łóżko. Na zewnątrz sino-fioletowe kontury dzielnicy dla tych-którym-los-sprzyja mamiły wzrok przebiegłego Boromira. Wreszcie bezpieczny mógł uwolnić się od brzemienia nieprzychylnych myśli i zasnąć do chwili, kiedy służba przyniesie doskonałe (jak zwykle) śniadanie.

***

 

Narrator posiadający wszelkie klucze i uprawnienia – miał kaprys włączyć się zakulisowo do opowieści na detaliczną chwilę z drobnym wyjaśnieniem. Autor korzystając z pętli czasoprzestrzennej i innych wciąż nieznanych sztuczek wyczynianych z Czasem i wbrew niemu, podpowiada niniejszym, że za nagłym oświeceniem Boromira stał nasz niezrównany Król Leon, który w rozległej strategii rozwoju Miasta i Półświata najwyraźniej miał na Boromira przebiegły i chytry pomysł i jego obecność w cieniu poziomu seniorskiego mogła przydać się w szczególnych czasach, jakie być może nastąpią wkrótce. W prostocie własnych knowań - wiedział, że tak jak Boromir postarzał się w jeden wieczór – z równą ikrą wykona krok wstecz, w kierunku drugiej (! czyli świętej) młodości.

 

Tu właśnie Narrator zamierzał się odmeldować, kiedy zniecierpliwiony szept Anonima zapytał:

 

- A co z wyprawą? Kto pojedzie za Boromira? I kto wskaże Dworowi właściwą osobę? Przecież Szpieg…

 

- Spokojnie Gorąca Anonimowa Głowo! – Autor również potrafił poczuć irytację na bezpańskie bzyczenie – Szpieg nie jest szpiegiem z przypadku i przypominam, że wszedł w układ z Czasem. On już PRZED wyjazdem do Bierutowa rozwiesił imię zastępczego kandydata w pałacowych zakamarkach. Poczekaj na oficjalny komunikat, to się dowiesz.

***

 

Wtorek właśnie zaczynał się przeciągać, a słońce dziś postanowiło zaszaleć z błękitem. Nie miało tyko pomysłu, co zrobić z równie błękitnym niebem. Oszaleć można. Chyba będzie musiało zatrudnić makijażystkę, albo fryzjerkę z doświadczeniem.

***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz