Żeby
nie popaść w skrajną bezmyślność, od czasu do czasu generuję w sobie
wątpliwości, a później przy wtórze fanfar rozpędzam chmury niepewności z dumą
oprawcy. Nie zawsze się udaje (to oczywiście najłagodniej zawoalowana aluzja nosząca
znamiona przyznania się do masowych porażek). Czasami próbuję przerzucić ciężar
na zewnątrz i zabić komuś ćwieka, jeśli tylko będzie na tyle nieroztropnym
słuchaczem, aby szukać w moim brzęczeniu wartości.
Potwierdzając
aluzję - przeważnie nie radzę sobie, a otoczenie traktuje mnie jak
nieszkodliwego dziwaka. Gdybym był Miodkiem, słowa zapewne truchlałyby na
odgłos zbliżających się kroków – ale nie jestem i śmieją się z mojej ignorancji,
robiąc co im się żywnie podoba.
Wczoraj
zafundowałem sobie szaradę i żyję w nieutulonym przeświadczeniu, że język dla niektórych
ojczysty jest jedną wielką zagadką.
Wyprodukowany
problem dotyczy słowa pospolitego – PILOT. Patrząc na nie – zdaje się być niewinnym,
jako ta synogarlica srająca za kołnierz spiżowemu wieszczowi siedzącemu na
dupie pośrodku rynku.
A jednak! Niechcący usiłowałem to słowo rozmnożyć – nie za bardzo. Wystarczyło podwoić jak ostatnie zamówienie tuż przed zamknięciem baru i zaczynają się schody. Na trzeźwo, a nawet wręcz przeciwnie.
Kiedy
słów jest dwóch, mój rozum doznaje drżączki. Trzech, czy czterdziestu – nie wgłębiam
się, bo nie potrafię wariować „bardziej”, czy „mniej”. Stopniowanie uczuć, to
gra dla niestabilnych jednostek. Się kocha, albo nie. Identyczna zależność
odnosi się do stolca – się nosiciel zesrał, względnie dopiero zamierza. Nie da
się „do połowy”…
Po natłoku fekalnych dygresji, swobodnie wracam do sedna szaleństwa:
-
Jeżeli słowo PILOT niosło przesłanie człowieka pracującego w niebiańskim zawodzie,
po ich rozmnożeniu (metoda rozmnażania niekoniecznie różnopłciowych ludzi w mundurach niech
pozostanie niedopowiedzianą dygresją) w mianowniku otrzymam słowo PILOCI.
-
A jeśli zostaną rozmnożone urządzenia elektroniczne do sterowania telewizorem, wówczas
beztrosko wyfrunie ze mnie słowo PILOTY.
Rozumiem
niby, że rzeczy rozmnażają się jakoś inaczej niż ludzie… Chyba… Boję się snuć ciągów
dalszych, żeby nie zapukał do drzwi uśmiechnięty pobłażliwie pielęgniarz o
posturze Conana Barbarzyńcy z pięknym białym wdziankiem wywiniętym na przedramieniu
i obietnicą długotrwałego turnusu mającego pokrycie w niechętnej daninie uiszczanej
rokrocznie przez podatników. Jeden język, jedno słowo, a tu taka
niespodzianka. Zniechęcam absolutnie wszystkich cudzoziemców do nauki tak
uwikłanego w sobie języka! Poniosło mnie? Niewątpliwie. Mimo to – podtrzymuję czarny PiAr! Szczerze odradzam nierówną walkę. Trzeba się tu urodzić, żeby dźwignąć taki ciężar – pewnie dlatego tylu tu łazi pogiętych i pokręconych.
Spoko, nikt nie zapuka. Myślenie idzie w dobrym kierunku. Tak jak z oczami i uszami. Ludzie i zwierzęta mają OCZY, ale po materii nieożywionej w postaci rosołu pływają OKA. Słuchamy USZAMI, ale torby i walizki mają UCHA.
OdpowiedzUsuńTymczasem spiżowy wieszcz siedzący na dupie pośrodku rynku rozczulił mnie do imentu!
w ramach powojennych rozliczeń wygnali go ze Lwowa bodajże. i nikt go nie chciał więc na zsyłkę poszedł. na ziemie odzyskane. taki chichot losu - z ziem utraconych na ziemie odzyskane. ot wędrowniczek jeden!
Usuńa synogarlica to pies?
Trochę tak, bo np. u nas synogarlic bardzo mało. Inne gatunki wyparły.
Usuńszkoda trochę bidulki. ale trudno - przegrała z nie byle jakim zadem bo z wieszczym.
Usuńa może jotkę wesprzesz wiedzą fachową? poniżej znajdziesz wątpliwość a ja dęty lejek jestem... znaczy laik
Bardzo ciekawe rozważania, zabawy słowem nigdy mi się nie znudzą!
OdpowiedzUsuńA właśnie, może rozwiejesz wątpliwość: założyłam blog czy bloga? Spotykam obie formy...
jotka
niestety - nie pomogę. ja mówię bloga jednak patentu nie mam nawet z bazaru Różyckiego a co dopiero z szanującej się uczelni.
UsuńJotko, ewidentnie: założyłam kogo? co? - blog (a nie kogo? czego? - bloga, podobnie jak wygłaszam monolog, a nie wygłaszam monologa).
UsuńTeoretycznie wiem, ale czasem na słuch bardziej pasują nieprawidłowe formy...
Usuńjotka
Ta zdecydowanie NIE pasuje. Uszy i oczy bolą :-)
UsuńPamiętam, jak pracowałam w hotelu i Niemcy próbowali uczyć się języka polskiego... Jedno piwo, dwa piwa, trzy piwa, cztery piwa, pięć... piw... dlaczego piw? I tutaj jest właśnie ten element zaskoczenia :)
OdpowiedzUsuńgdzie nie zerkniesz tam jakiś wyjątek złośliwy się czai. na zgubę.
UsuńAle z papilotami też nie ma problemu. Są jak pilot . Papilot to papilot.
OdpowiedzUsuńRozmnożenie sporo zmienia😀 a przedrostek to już w ogóle...inna bajka.
w temacie
jakoś mnie to nie pociesza wiesz?
UsuńTeż lubię ułatwienia i proste rozwiązania, ale być może rozwój języka przebiega równie krętymi ścieżkami jak rozwój cywilizacji...
Usuńo ile to rozwój... nie jestem pewien
Usuń