środa, 19 października 2022

Survival miejski.

 

Na przystanku mijam panią o polakierowanych wargach błyszczących w nikłych promieniach słonecznych. Może to było czarne światło odbijające się od świecących na kilometr legginsów biegaczki o niebagatelnych udach i pośladkach, które uwypuklały każdy ruch tkanek wetkniętych z rozmachem do wnętrza onej odzieży truchtającej tymczasem na trasie Biedronka-Żabka. Gdzieś po drodze kołyszą się topinambury wyrośnięte na wzór współczesnych szczeniąt – wysoko, cienko i z kolorowym zwieńczeniem. W autobusie usiłuje skasować bilet kobieta, której zmarzły bordowe włosy, więc je upchnęła pod kurtkę, bagatelizując uda obleczone jedynie nylonem, dla których zabrakło materiału spódniczki. Chłopak z mozołem ciągnący po wybojach walizę miał dla odmiany pozieleniałe z wysiłku włosy. Omszałe za młodu? Jakaś dziewczyna niezbyt starannie ukrywająca pod rajstopkami mnóstwo drobnych siniaczków zdawała się być ofiarą paint ballowej wojny. Nie chciałem zawierać sojuszy, ani występować przeciw, więc pognałem do własnej przyszłości omijając również pekińczyka z opaską na czubku głowy maszerującego dziarsko w jedwabnym kimonie. Nie śmiałem go zaczepiać, bo miał brązowy pas – więc może ćwiczył karate? Nim się obejrzałem trafiam na scenkę rodzajową z udziałem młodej mamy o nosku wyprofilowanym na miniaturkę Wielkiej Krokwi. Prowadziła za rączkę córeczkę z jeszcze mniejszym organem o podobnej charakterystyce. Mała Krokiew? Krokiewka? Zanim zdołałem sięgnąć racjonalnego myślenia otumania mnie plecaczek niesiony przez mamusię – nie dość, że wygląda, jakby żywcem zdarty został z dalmatyńczyka, to do zamka błyskawicznego ma przytroczoną żabę w niebieskich portkach-ogrodniczkach. Potem jeszcze tylko gość wystrojony niczym Żeleński na występach przed forum ONZ przeliczający ludzkość w drzwiach autobusu i notujący kątem oka zgarbionego weterana zapomnianej wojny ze stoickim spokojem oddającego mocz pod jedną z wiśniowych śliw, jakimi wysadzono pobocze chodnika. I wróciłem do normalności. Do tutaj (jak mawiał Puchatek), a do siebie będę jeszcze chwilę dochodził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz