Byłem
galerianką. Włócząc się po klimatyzowanych korytarzach rozsiewałem spojrzenia
jedwabne tak, że mogły zauroczyć nawet sytą pajęczycę. Pachniałem niewinnością
grzeszną. Spoconą od lubieżności zakazanej. Przygryzałem palce, albo bawiłem się
włosami. Patrzyłem w napęczniałe dekolty, jakbym nigdy nie ssał mleka matki. Bezbłędnie
potrafiłem wykryć biedę, ukrytą pod kupioną w secondhandzie markową odzieżą z
Holandii, czy Francji. Wyczuliłem nozdrza na aromat perfum tak drogich, że
potrafił ukryć spazm nierządu. Za takim szedłem bezgłośnie niczym motyl, by
przysiąść na ramieniu, na biodrach drżących od zbyt długo dźwiganej samotności.
Wsuwałem dłoń pod spoconą od tajemnic pachę i szeptałem obietnice z
nieszczerością ukrywaną równie starannie.
Oku, jedwabne spojrzenia rozbawiły mnie ogromnie. Nie wiem czemu, ale uśmiałam się.
OdpowiedzUsuńże niby takie mięciutkie i śliskie.za to "powłóczyste" brzmi trochę tak jakby chodziło o pijackie spojrzenie.
UsuńKażde zdanie to mistrzowska miniatura:-)
OdpowiedzUsuńjotka
cieszę się że miałaś zabawę z czytania. postaram się o więcej.
Usuń