piątek, 14 października 2022

W moim skromnym piórniku.

 

Na brzozach zamieszkujących opłotki osiedla szpaki urządziły sobie walne zgromadzenie. Najwyraźniej zdania były podzielone, bo rejwach był okrutny i nie świadczył o jednomyślności. Dopiero poselstwo kosów w idealnej liczebności sztuk trzech nieco uspokoiło czupurność stada. Wróble, ciekawskie jak zwykle i ostrożne od urodzenia podsłuchiwały spomiędzy jałowców i kalin co dzieje się na szczytach, lecz nie ośmielały się ujawniać. Gołębie, jak to gołębie – ignorowały wszystko, co niejadalne i nie wnoszące zagrożenia dla ich pierzastej cielesności. Kawki deptały niemal po ogonach wron, które chyba coś zgubiły pod żywopłotami i teraz koniecznie chciały odzyskać utracone dobra. I tylko karłowate sikorki wychylały łebki ponad ogryzione do cna pędy dzikiego wina namolnie wspinającego się na kłujące świerki wiśniową girlandą opasując stateczną, srebrzystą zieleń. Dla srok najwyraźniej było jeszcze zbyt wcześnie, a pustułka zapewne poleciała w gości na śniadanie nie czekając na zaproszenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz