Widnokręgu
nie kalał cień człowieka. Byłem sam pośrodku pachnącej dziko teraźniejszości.
Szczęśliwie to ja byłem drapieżnikiem, którego obecności bać się należało. Zlustrowałem
przestrzeń ponownie. Nie znoszę niespodzianek, nawet pozornie miłych. Cynicznie
powtarzałem cudzą myśl, że na świecie nie istnieje darmowy obiad - ktoś zapłaci.
Wdrapałem się na jakieś drzewo mniej kolczaste od innych i ponownie przyjrzałem
okolicy. Nadal pusto.
Dzień
zapowiadał się nieźle. W ramię trącił mnie nieznany, przyjaźnie wyglądający owoc.
Przekroiłem twardą skórę i ostrożnie polizałem. Słodki był obłędnie. Ugryzłem i
wtedy mnie dopadł.
Paraliż
błyskawicznie opanowywał kolejne mięśnie. Niczym ostatni głupiec spadałem do stóp
drzewa już jako nawóz.
O tak, setki lat ludzie uczyli się, co jadalne, a co niekoniecznie...
OdpowiedzUsuńjotka
a natura miliony lat, jak przetrwać.
Usuń