Zdarłam kołdrę ze śpiącego smacznie Świtu
i tarmosiłam bez czułości.
- Wstawaj cholerniku jeden! Znowu
zaspałeś!
Goły jak święty turecki przeciągał się
bezwstydnie i w głowie mu nie postało, że wypadałoby wstać, więc chwyciłam
lenia za ucho i wydłubałam z kojca, jak ostrygę z muszli.
- Acha – to był jedyny komentarz, na
jaki stać było śpiocha.
- Wtorek czeka już od paru godzin –
burknęłam, nie licząc już nawet na bardziej żywiołową reakcję.
- Acha – powtórzył wciąż bez
entuzjazmu – I stanie się coś, jeśli Wtorek będzie krótszym?
- No jak to… - zaczęłam się jąkać, bo
bezczelność dyskutanta zwykle odbiera mi dech – przecież…
- Oj tam – pojednawczo ułagodził moją furię
w zarodku – Gdyby przyszedł Grudzień miałby jeszcze mniej czasu na figle, więc
niech nie narzeka. A w takiej Arktyce, to nawet nóg by nie wyprostował, a już
kazaliby mu iść precz, albo jeszcze dalej.
Resztki przyzwoitości kazały mu jednak
coś przedsięwziąć w obliczu mojej determinacji. Machinalnie (ech ci faceci)
podrapał się po wiadomym i przystąpił do darcia Nocy na strzępy. Nie
protestowała, bo najwyraźniej zmęczyło ją wielogodzinne czuwanie. Z satysfakcją
patrzyłam, jak ulatnia się. Świt nie przepuścił jej nigdy i miał czelność przy
mnie odzierać ją nie tylko z godności, ale i z niewidzialności. I ja bezsilna, musiałam
ów mord z podtekstem prokreacyjnym oglądać.
- Płacisz za nadgodziny – Noc warknęła,
nim w końcu sczezła – i to od ręki, bo jak nie, to natychmiast biorę urlop na
żądanie, względnie nawiedzę NFZ i wyżebram turnus w sanatorium na koszt
państwa. Pamiętaj, wisisz mi! Nie odpuszczę, choćbym miała zrzednąć!
Dzień wstał wreszcie i cały w
skowronkach pląsał, niepewny jeszcze własnych możliwości. Okrzepł, gdy Świt rewidował
jego ubogi stan posiadania.
- Łaskoczesz – zachichotał Wtorek.
- Możesz iść chudzinko – pobłogosławił
go Świt z przekąsem poklepując protekcjonalnie po policzku – My się już nie
zobaczymy, więc do widzenia nie powiem. Uważaj na Południcę, bo może zaskoczyć
cię na golasa i będziesz się rumienił nie tylko ze wstydu. Załatw sobie coś na
początek, bo sklepy otworzą dopiero za kilka godzin. Może listek figowy…
chociaż… przymierz zanim zapłacisz, bo może okazać się zbyt mały. Nie warto
pokazywać wszystkich kart na starcie. Niech szczypta pikanterii zostanie na
drugą rundę, albo i dłużej. Zrozumiesz, kiedy dojrzejesz. Oby nie za późno. Pa!
- No! To Wtorka mamy z głowy. Możemy się
zająć czymś przyjemniejszym. Jakie masz plany? Bo ja już mam wolne i moglibyśmy…
no wiesz…
- No wiesz?! – żachnęłam się i chyba
zarumieniłam, bo patrzył na mnie jak głodny wilk na owcę i ślinę łykał, jakby
pierwszy raz… Zawsze zaskakiwała mnie jego samcza werwa. – A może odrobinę
kultury, względnie wycieczkę w plenery. Ileż mogę sufit kontemplować?
- No… tego to nie wiem moja piękna
Dobo – sapnął lekko zawstydzony wreszcie – zwiedzać pójdziesz z Południcą, albo
z Wieczorem. Dla mnie będzie już odrobinę za późno. Wiesz, że później nie mogę…
Od tej pory inaczej spojrzę na spóźnione poranki:-)
OdpowiedzUsuńprzez grzeczność - nie zapytam o szczegóły.
UsuńCzy ten Świt nie mógłby posiłkować się jakimś... mhm... wspomagaczem? A, prawda, nie mógłby, bo zabrakło.
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia. może musi poczekać aż apteki otworzą? albo do czarownicy po ziółka na wiotkość skoczyć.
UsuńChyba przeciw wiotkości...
Usuńoczywiście. to jest tak jak z tymi tabletkami na odchudzanie. powinny być na odgrubianie ale jak zwykle coś nie wyszło.
Usuń