Na
przejściu dla pieszych wykoleiła się torba na kółkach i chyba miała już dość chodzenia w kieracie dni,
bo pokornie czekała na służby porządkowe, żeby z nią zrobiła porządek. Za to na
przystanku brodaty kloszard głodnym wzrokiem rozglądał się wokół, machinalnie
pilnując worków pełnych dobytku. Wiem, że śpi w opuszczonej altanie, zamiast
łóżka mając stos cuchnących ubrań, bo kiedyś tknięty potrzebą chwili zostawiłem
wewnątrz odrobinę wsparcia. Żywopłot płonie od czerwieni berberysowych jagód i
odrywa myśli od ponurej rzeczywistości. Przed budynkiem użyteczności publicznej
stanął samochód z rejestracją zaczynającą się WHO… ooo... czyżby dostarczył kolejną wersję zagłady? Antidotum na przeludnienie? Zanim popadłem w melancholię
wsiadła dziewczyna o okwieconych na czarno piersiach. Choć większość pasażerów
miała pozapinane kurtki – ona nie mogła ubrać się równie skrupulatnie, żeby nie
zakłócić przekazu i by kwiaty mogły nacieszyć się światłem dziennym i vice-versa. I sam już nie wiedziałem, czy podziwiać mam dzieło stwórcy, czy też oddać się bachanaliom artystycznej rozpusty. Niedługo potem na dosłownie jeden przystanek dołączyła fałszywie ruda pani
przytulona do wybujałej orchidei i kołysała się w rytm nierówności rozrzuconych
bezładnie po torach. Widać wiatr zniechęcił ją do marszu, choć przystanek był
wyjątkowo krótki.
Rozbudzasz wyobraźnię, zwykły wietrzny dzień a tyle do zobaczenia :)
OdpowiedzUsuńi o to chodzi.
Usuńpatrz - świat jest piękny i rozmaitością zachwyca.