Wróble (korzystając z mroku) odważnie obszczekiwały
śpiący budynek ratusza. Wrony wybrały opasły platan rosnący nieopodal wodopoju,
żeby w jego gęstwinach toczyć zajadłe debaty. Młodzież cierpliwie czekała w
kolejce na kawę w papierowym kubku, bo to przecież wstyd przygotować ją
własnoręcznie w domu. Pan – więcej niż pokaźny, zaniedbał wizyt u zaufanej brafitterki,
co było niestety widać nawet osłabionym od nadużywania okiem. Być może to wina
słabej kondycji finansowej, choć z postury wydawał się być sprawiony na bogato.
Starszy pan, starszej pani z pietyzmem poprawiał na chodniku kaptur kremowej
bluzy otulającej bardzo puchate szczęście. Na przystankach długonogie gazele
dreptały nerwowo wypatrując szczęśliwego numerka. A wychudzone były, jak
zdarzać się może pod koniec pory suchej, gdy słońce wypali sawannę do białej
kości. Jesion znudzony własną fryzurą postanowił pójść na całość, rewolucyjnie do
zera pozbywając się zielonych loczków. Wiązy wybrały efektowne farbowanie i teraz
pysznią się dojrzałą żółcią, ilekroć spotkają widza. Kloszard zamaskowany
maseczką w panterkę usiłował ukryć w dłoni łup w postaci puszki piwa, lecz nie
należał do utalentowanych prestidigitatorów, więc wynik był raczej żałosny. Za
to werwy mu nie brakowało absolutnie kiedy wspinał się po schodach w drodze do
matecznika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz