Urodziłem
się ulubieńcem publiczności. Nie wiem, jak mama to osiągnęła. Czyżby wszczepiła
kamerę wifi w ścianę macicy? Zanim pierwszy raz otworzyłem oczy wokół mnie już kłębił
się tłum fanów spragnionych ciągu dalszego, autografów, czy wspólnych zdjęć.
Ten tłusty byk, do którego zwracali się „doktorze” był najwyraźniej zły, że to
ja skupiam na sobie komplet fleszy. Kiedy mniemał, że nikt nie widzi, z liścia mnie pociągnął i nawet tego nie potrafił zrobić dobrze. Zamiast w twarz, trafił w miętkie. Świat struchlał.
-
Nigdy mu tego nie zapomnę! A jak nauczę się pisać, to pozwę i w dziurawych skarpetkach...
Tymczasem zapłakałem żałośnie.
Ależ straszliwa groźba, ale pan może nie dożyć dorosłości odgrażającego się...
OdpowiedzUsuńjotka
vendetta jest obowiązkowa w niektórych okolicach. może śmierć zwalnia z obowiązku.
UsuńI zaś miętkie!
OdpowiedzUsuńz dobrego trudno zrezygnować. w TV kto tylko gębę otworzy po prostu musi powiedzieć "aczkolwiek" a ja? drugi raz w roku zaledwie.
UsuńPopieram.
Usuńmiętkie czy aczkolwiek?
Usuń