Niemal
co dnia penetruję betonowe miasto. Raczej ostrożnie i bez aspiracji na odkrycia
wiekopomne, co dziś nie uchroniło mnie przed wdepnięciem. Może i zagapiłem się
ociupinę, ale nie bądźmy drobiazgowi. Każdemu z kroków przypisywać epokową
miarę? Przecież kroczki stawiałem mikre, na własny rozmiar szyte.
I
raz tylko za klepsydrą pięknie wykrojoną ze szlachetnego materiału byłem łaskaw
się obejrzeć. Wystarczyło. Wdepnąłem!
Szczęśliwie
z łajnem rzecz miała niewiele wspólnego. Wdepnąłem na łono. Nawet betonowe
miasto miewa poukrywane nieciągłości architektoniczne.
Łono
pachniało miękkością i tajemnicą, najwyraźniej gotowe na drobny epizod ze
mną w tle. A ja, jak ostatni cham, butami zdeptałem delikatną intymność.
Nasuwa się powiedzenie: cham chamem na wieki wieków, amen.
OdpowiedzUsuńjak ta wieś z której człowiek wyjść może a z którego ona nigdy nie wyjdzie.
Usuń