Dostałem
w twarz. Mocno. Bolało ledwie nieco mniej niż przyczyna, dla której zostałem
uderzony. Ale ja naprawdę próbowałem nie krwawić. Nie było w tym mojej złej
woli, czy złośliwości. Przedziurawione ciało nie umiało się powstrzymać. Noga
wisiała żałośnie nie mogąc utrzymać ciężaru ciała, więc się przewróciłem,
zasługując na kilka kopniaków, wystarczających, żebym dokładnie wyczyścił
żołądek z ostatniej wieczerzy. Kilka następnych, już w głowę, odebrało mi
zdolność mówienia i widzenia. Zaciskałem nieliczne pozostałe zęby, żeby zachowywać
się godnie, jednak odpływałem w bezsens. Logiczne myślenie sprawiało trudność.
Oddychanie również. Zaprzestałem. Ostudzony zimną wodą odzyskałem na moment zmysły
spętane łańcuchem. Zdryfowałem na dno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz