W
wypowiedzi poniższej zostanie złamanych kilka zasad, dogmatów i przesądów,
dlatego należy się z tym pogodzić, względnie zaniechać czytania.
Więc.
Kropkę postawiłem z premedytacją, bo ponoć nie wypada zaczynać dygresji od tego
nieszczęsnego słowa, dlatego na nim skończyłem część pierwszą i parę kolejnych.
Dość powiedzieć, że zacznę dopiero od przełomowego sukcesu, stos porażek
odkładając do lamusa wyprzedanego skrzętnie komorniczym obowiązkiem do obcych.
Łatwo
zaobserwować że widnokrąg jest złośliwy i nie znosi poufałości. Kiedy tylko
człowiek usiłuje się zbliżyć choćby na krok – ten natychmiast czyni podobny
wstecz, zachowując dystans bezpieczny i nie zagrożony niespodziewanym atakiem bronią
konwencjonalną krótkiego zasięgu. Broń zasięgu większego widnokrąg ignoruje,
gdyż jest mu wszystko jedno, co przelatuje mu wysoko nad grzbietem (o ile w
ogóle posiada grzbiet).
Chcąc
zbliżyć się do tworu tak nieufnego i eterycznego należało wymyślić alternatywne
sposoby dotarcia do celu. Usiłowałem odwrócić jego uwagę meandrując, czy
podróżując tyłem, jednak był zbyt czujny na takie prymitywne podstępy i z
łatwością i szyderstwem na ustach skarcił moją nieudolność. Sprowokowałem pożar
na flance, licząc, że tym razem działanie pozorujące się powiedzie, jednak miał
oczy dookoła horyzontu. Paskudny typek przygotowany na wszystko niczym wytrawny
preppers.
-
Dumny jesteś z siebie? – krzyknąłem z wściekłością, po kolejnej porażce –
Jeszcze się policzymy!
Zadołowałem
zranione ego w piwnicy i poddałem ciało medytacji. Bunkier izolował mnie od
zakusów ciał zgrabnych aż do grzechu, a samotność sprawiała, że każda z myśli bez
trudu zyskała status najwyższego utajnienia. Wreszcie zbliżając się do śmierci
głodowej doznałem mistycznego objawienia. Intrygujące, co głód potrafi osiągnąć
i na jakie manowce wyprowadzić nawet niezbyt rzutki umysł.
Stanęło
na tym że trzeba podejść widnokrąg tak, żeby się nie zorientował w niecnych zamiarach.
Noc odpadała, inne formy kamuflażu także – nawet głupek wie, że nocą widnokrąg
wynosi się daleko poza percepcję i nie nam go szukać. Łowić widnokrąg można
tylko w dziennym świetle i na otwartych przestrzeniach. Spryciarz! Musiałem go
przyszpilić znienacka!
W
wielkim skupieniu strugałem buczynowy pal i ostrzyłem z pietyzmem jakbym miał
nawlekać nań samego Azję Tuchajbejowicza. Zamiar pokryłem tępą końcówką z
dużego grapefruita i wyszedłem na pole wzorem średniowiecznych rycerzy,
prezentując kopię wzwiedzioną jak dziewicze prącie nastolatka na widok
biustonosza schnącego na sztachetach.
Widnokrąg
przypatrywał mi się z ciekawością i szczyptą złośliwości. Nawet słoneczne
zajączki skubany próbował wepchnąć mi w oczodoły. Zakląłem szpetnie, mimo że do
dwudziestej drugiej czasu było jeszcze sporo, a gawiedź nieletnia mogłaby się
zgorszyć, gdyby usłyszała spontaniczną inwokację.
-
I ten jego cholerny uśmiech pełną gębą! – doprowadził mnie do szału. Nie mogłem
dłużej czekać.
Uniosłem
kopię nad głowę i z partyzanta dziabnąłem! Prosto w miętkie! Widnokrąg zakwilił
zaskoczony defloracją, a ja wrzasnąłem tryumf. Był mój. Przyszpiliłem drania
jak kawał mięsa na szpatułkę do szaszłyków! Kwiczał gorzej niż prosiak przed
nieuniknionym rozbiorem.
Dalej
był już prościutko. Kiedy miałem nanizany na patyczek widnokrąg – obudowałem go
ciesielką dębową. Pachniało bosko. Tartakiem i świeżą strużyną. Bale (surowe
jak zima na Szpicbergenie) świeciły w słońcu niczym pierwszy ząb uśmiechniętego
oseska. Żeby mi się nie wymknął – zaciągnąłem lejce, czy może smycz… nie wiem,
jak fachowo nazwać ów postronek, który alpiniści nazywają poręczą do ujeżdżania
gór. Początek zaczepiłem w bieżącej rzeczywistości, a koniec omotałem do
koniowiązu u progu domu.
Teraz
mogłem usiąść i odpocząć w cieniu spełnienia marzeń. I nawet dym z komina
cieknący jakoś krzywo mi nie przeszkadzał. Mogłem z własnej mrzonki korzystać
do woli, bez obaw, że nieproszeni goście targną się na trudną do osiągnięcia
własność.
I
w tym miejscu zakończę chwalbę, gdyż intymność jest na sprzedaż jedynie w
bardzo podłych i lekko się prowadzących periodykach. Poza tym – ostrożność nie
zawadzi. Sezam chwalił się przepychem i go okradli! Lepiej złodziejom nie
przedstawiać oferty, choćby miała warunki trudne do spełnienia. Dom musi zostać
NIEPRZYSIADALNY. I takim niech zostanie. W ostatnim słowie, czy może zgoła w
posłowiu powiem jedynie i zakończę finalną pulchną kropeczką:
-
Więc.
...no i pięknie ! Przyznam, że nie zawsze rozumuję tak samo jak autor tekstu najważniejsze, że cel został osiągnięty ! Chyba ?
OdpowiedzUsuńja nie jestem pewien czy w ogóle autor rozumuje. raczej bezmyślnie uprawia poletko literackie.
Usuńza to humor mi poprawiłaś choć pod psem już dawno nie był.
O tak, czytając ciebie, często mam takie wrażenie, że uprawiasz poletka literackie.
UsuńA i humor bardzo często mi te twoje uprawy poprawiają, chociaż on u mnie zazwyczaj nie bywa pod psem.
ściągam kapelusz wraz z tupecikiem i kłaniam się tak nisko jak brzuszek pozwala. i jeszcze więcej uśmiechu w życiu życzę.
UsuńZa życzenia dziękuję i odwzajemniam.
UsuńTen tupecik tak słabo przymocowany? Czy może ten kapelusz taki specjalny, z kamuflażem?
wiatr nie zawsze przychylny wieje.
UsuńJa w kwestii formalnej: gdzie widnokrąg ma miętkie?
OdpowiedzUsuńNieustająco dziękuję za poprawianie nastroju. Przydaje się w mojej słabości.
oooo... o takie rzeczy pytasz... to ściśle tajne. uprzedzałem że nie zdradzę bo jeszcze mi ganc nową chałupę okradniesz albo podpalisz. nic z tego. sama przeprowadź głodówkę i poszukaj odpowiedzi!
Usuńuśmiechaj się choćby krzywo - z czasem i uśmiech się wyprostuje
Mój komentarz znowu uprowadziły jesienne wiatry...
OdpowiedzUsuńregularnie wydłubuję z niebytu komentarze jak rodzynki ze świątecznej babki. i pojęcia nie mam dlaczego blogger pozwala sobie na selekcję komentarzy albo nadawanie im statusu niechcianych. okropność.
UsuńMiałam CiJa taką chattę na skraju. I dym z komina był i odpoczywanie wcale nie wieczne i marzenia też. Niech Ci Twoja służy wiernie.
OdpowiedzUsuńmoja na skraju widnokręgu. albo gdzieś we łbie tylko zasiana.
Usuń