Starsza
pani własnoręcznie wyzwolona spod okupacji stanika rozglądała się wokół ze
wzrokiem pełnym ognia i gotowa była dać odpór nawet cieniowi jakiejkolwiek
agresji. Na schodkach nieopodal fontanny siedział upiór w czarnej, odblaskowej
pelerynie i spod wielkiego kaptura bladym licem lustrował otoczenie. W centrum
Miasta polski stał się językiem mniejszości, co wprawia mnie w zakłopotanie i nie
czuję się komfortowo. Strach o godzinę zapytać. Drzewa promienieją
przedśmiertnym kolorytem liści wieszając barwne plamy w miejskim pejzażu.
Bożodrzewy płoną czerwienią, glediczie złocą się, głogi w purpurach i tylko daglezjom
nie w głowie figle.
A najczęściej słyszany to ukraiński rosyjski, na moim podwórku też go słyszę. I był on powszechnie słyszany jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, nawet w Parku Wschodnim. Prace remontowe w mojej kamienicy wykonywało bardzo dużo pracowników ukraińskich, część z nich starała się uczyć polskiego i byli ciekawi naszego kraju.
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi to sytuację z 1988 roku w niemieckim Hamm, spędziłam tam wtedy 3 miesiące i najczęściej słyszanym językiem na ulicach był...język polski.
niestety. nie jest mi dobrze, kiedy czuję się obcym u siebie.
Usuń