poniedziałek, 21 listopada 2022

Absencja.

 

Nici przeznaczenia splatały się w pajęczą sieć wysoko nad głową Józefa Kuternogi i czyhały na dogodny moment, żeby znienacka spaść mu na głowę. Nie dostrzegał jej, pochłonięty klejeniem strzępów pamięci z poprzedniej nocy, kiedy nadeszła Katarzyna z (chyba) gotowym planem na Józefa Odgruzowanego. Czuć było go jeszcze wędrownym samcem, jednak intensywnością zapachu nie przekraczał średniej stajennej – naprawdę ZDARZAŁY SIĘ stajnie bardziej aromatyzowane. W Kasinym szlafroczku wyglądał nieco frywolnie, jednak ubrania, które z niego zdarła nie nadawały się nawet na śmietnik – poszły od razu na kompost, gdzie spontanicznie zaczęły wyrastać na nim co bardziej toksyczne odmiany tojadu i wilczej jagody nie czekając wiosennego rozpasania.

 

- Przymierz – Kaśka podała mu spodnie i koszulę pachnącą czymś znajomym.

 

Zdarzało się Józefowi zasypiać na nieużytkach, pośród kwiatowego rozpasania i to było chyba to. Nie protestował. Mając przed sobą kobietę o bicepsach większych, niż uda innych niewiast trudno być bohaterem. Szlafrok zatrzepotał połami niczym ranny nietoperz i zdechł na skraju łóżka. Kasia odruchowo sprawdziła rozmiar szkód cielesnych po pojedynku z martwym smokiem, aby potwierdzić wcześniejsze podejrzenia – Józef wciąż BYŁ mężczyzną. W ramach kompletowania stroju Kasia pomyślała też o protezie. Wolała zainwestować w porządne odnóże, niż szamotać się z nieparzystością w męskich kończynach. Jeszcze przyrżnie gdzie w architekturę i na przykład skrzynkę piwa potłucze. Niestabilność nie służy kobiecym uczuciom. Męskość na ziemi lepiej niech twardo stoi! I nieważne, jak bardzo dwuznacznie to brzmi. Może to i lepiej.

 

Nowa noga (made in Korporacja) była solidna i chyba nieużywana. Mogła służyć do rozgniatania orzechów, albo tupania, jednak wzrok Kasi uprzedził Józefa, że to nie byłoby mile widziane pod tym dachem.

 

- Teraz nieco cię odkarmimy, a jeśli potem, pod „Trzy Zęby” będziesz zaglądał, to wyłącznie z drugiej strony szynkwasu. A spróbuj mi tylko pianę z kufla wychłeptać… - Kasia nie dokończyła, gdyż jeszcze nie doprecyzowała ciągu dalszego. Były ważniejsze sprawy. – Drew narąbiesz, będziemy mieć ciepło zimą. Ćwiczenia na świeżym powietrzu dobrze ci zrobią. I nie oszczędzaj się, bo plotka niesie, że dużo dzieje się w Półświecie… Knajpa chłonie mocno i kiedy wiedzieć, gdzie ucho przyłożyć, to odrobinę zdradzi. Krzepa będzie nam potrzebna.

 

Józef aż gębę otworzył. Może dlatego, że dotąd to on był jedynym, który w towarzystwie mówił NAM i każde MY kojarzyło się z tym, że ten drugi wyjmie złocisze z sakiewki i zapłaci za NASZE napoje. Sytuacja odwrotna była nienaturalna – Józef nie miał sakiewki. I nie umiał płacić. Umiał opowiadać, ale Kasia gadała za nich dwoje.

 

- Hmmm – chciał się podrapać w męski rozum, ale obecność Katarzyny nagle zaczęła go krępować i pierwszy raz w życiu świadomie się zarumienił. Wszystko przez to MY, które jemu również przemknęło przez umysł nie rozrywając czaszki na fragmenty – Drew narąbać? Ja?

 

- A co? Nie dasz rady? – z nutą złośliwości Kasia przyglądała się kolorkom na policzkach Józefa – siekierka w drewutni, a jeśli tępa, to naostrz sobie, jak uważasz. Tylko kikuta sobie nie oberżnij, bo małą fortunę kosztował. I na obiad wracaj przed zmierzchem, to powiem co dalej.

 

Rąbanie drzew (jeśli ktoś próbował, to wie) przynosi mnóstwo potu szczyptę satysfakcji i czas na najzuchwalsze myśli. Nawet takie, w których MY zdarza się w każdym, nawet najuboższym zdaniu. A zdania, to coś, w czym Józef się już dawno rozsmakował.

 

- ZjeMY obiad…

 

- Narąb drew, będzieMY mieć ciepło zimą.

 

A potem były już takie różne MY, którym obecność osób trzecich nie jest potrzebna, ani po dwudziestej drugiej, ani w ogóle. Tak! Przede wszystkim wtedy właśnie! Stos drzew kurczył się w mrowiu myśli, a siekierka musiała je omijać, zataczając coraz bardziej rozpasane łuki ponad głową Józefa. Gdyby jakaś chmura była na tyle nierozsądna, żeby zawisnąć nieopodal – byłoby po niej, zanimby okiem mrugnęła. MY ma niezwykłą moc. Szczególnie takie świeżo powołane do życia.

 

Obiad był z tych, których nie da się zapomnieć i karczemne obiado-kolacje na koszt wciąż nowych słuchaczy mogły się schować pośród obrzydliwości tego świata. Z pełnymi ustami jedyne, co można wyrazić, to zachwyt. A kiedy już zabrakło siły na zachwyt – Kasia zerknęła za mroczniejące okna, starannie je zamknęła i zasłoniła zasłony. Świece poczuły, że stają się czymś więcej niż kaprysem i zaczęły świecić bardziej. A Kasia nachyliła się do Józefa, biustem ogrzewając obrus poplamiony zachłannością niezgrabnego mężczyzny.

 

- Posłuchaj mnie teraz uważnie – zaszemrała i było to najlepsze ze znanych Józefowi słów. – Król… a niezależnie z nim Prezes… i Wielki Mistrz… Każdy z osobna… wiesz?

 

Plotki kierowane do innych uszu, nam wydawać się mogą naganne, a nie chcąc pokalać wizerunku Katarzyny, sprytnie prześliznę się nad tym wątkiem. Nad kolejnym również, gdyż nie jest to opowieść dla dorosłych, a Kasia tej nocy zrezygnowała ze służby pierwszy raz od czasu pierwszej miesiączki… I uczyniła to z premedytacją, gdyż na kontuarze zostawiła drobnym drukiem szereg instrukcji dla personelu, który bez Kasi wydawał się równie ubogi, jak dzisiejsze menu. Kasia nie zamierzała się tłumaczyć, że wcześniej gotowała dla SWOJEGO mężczyzny i zabrakło Czasu, aby gotować dla bandy opryszków i pijaków, którzy i tak nie docenią talentów drzemiących w obfitym cieple służbowego fartuszka. Dość powiedzieć, że noc była za krótka dla świecy, i choć bezsenna, to była jedną z tych, o których z czułością się mówi „dobranoc”.

***

2 komentarze:

  1. "...ubrania, które z niego zdarła nie nadawały się nawet na śmietnik – poszły od razu na kompost, gdzie spontanicznie zaczęły wyrastać na nim co bardziej toksyczne odmiany tojadu i wilczej jagody..." uśmiechnęło mnie to zdanie niezmiernie, reszta też smakowita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smacznego. zamierzam kontynuować (teraz zgoła)

      Usuń