środa, 8 czerwca 2022

Ta pierwsza.

 

Sztorm w nastoletniej głowie, to przecież norma. Wystarczy dowolne zaburzenie, widzenie, czy wspomnienie „nieprzespanej nocy z Królową Wybrzeża”, żeby zamęt sięgnął zenitu, a tornado zerwało dachówki z rozgorączkowanego mózgu.

- Pamiętasz?

 

- Jeśli nie, to przypomnę. Siostra wróciła właśnie z wielkiego świata i bogata była obrzydliwie. Aż wstyd jej było i musieliśmy schłodzić skrupuły lodami gdzieś daleko od doświadczonych, czujnych oczu rodzicielskich. Poszliśmy w plenery na gawędę niezobowiązującą, lecz potrzebną. I fakt, że dziewczęta dojrzewają wcześniej dostrzegłem jak na dłoni. Na siostrę zwracał uwagę niemal każdy facet, gdy mnie mijał zimny wzrok impregnowanych miliardem podobnych westchnień kobiet.

 

Czas był akurat taki, kiedy „Moda Polska” preferowała polskość i zamiast promować francuskie stereotypy – oferowała własne produkty, jakościowo nie ustępujące zgniłemu zachodowi, pomimo bariery zimnowojennych murów. Wstąpiliśmy jakoś tak bez pomysłu na ciąg dalszy popołudnia, jednak wyszedłem stamtąd uzbrojony w pierwszą „dorosłą” koszulę i krawat. W domu, pod krytycznym, siostrzanym spojrzeniem, rzecz uzupełniliśmy spodniami i „wyjściowymi” butami w miejsce pepegów. Dezodorant z kiosku „Ruchu” i drobny bukiecik sezonowych kwiatów dopełnił wizerunku.

 

Randka nie miała być tą pierwszą, jednak opakowanie niosło mnie pośród wzroku niewiast zaskoczonych najwyraźniej moją nieoczywistą odsłoną. One WIEDZIAŁY, że uszy mam czyste, a marzenia skupione wokół tej jedynej. I nic więcej nie mogły, jak westchnąć i wspomnieć własne rozterki, nim zdecydowały się założyć koronkową bieliznę, którą ON miał zdjąć ten pierwszy raz.

 

Miasto było pełne damskich spojrzeń rzucanych jawnie i ukradkowo. Droga dłużyła się, bo każdy zakochany wie, jak daleko jest do drugiej połówki, choćby wybranka mieszkała drzwi-w-drzwi. Kwiaty ciążyły w ręce ciągnięte uśmiechami tych, którym dawno nikt podobnych nie ofiarował. Tramwaj dygotał trzęsąc niepokojami podróżnych i tylko drobny pijaczek kołysał się łagodnie, jak suchy liść na fali podniesionej lipcowym zefirkiem.

 

- Czy zaskoczyłem? Owszem. Nie tylko JĄ, ale jej mamę również. Najbardziej jednak siebie i przyszłość, która trwać miała na tyle krótko, żeby żadne „zawsze” nie mogło się zdarzyć. Wieczność przetrwała kilka lat, trudnych do policzenia w natłoku wrażeń. Koszula przetrwała zdecydowanie więcej. Może przez sentyment?

2 komentarze:

  1. To przynajmniej koszula przydała się dłużej, niż teoretyczna wieczność...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt. chociaż każdy chyba liczyłby na więcej.

      Usuń