Sztorm w nastoletniej głowie, to przecież norma. Wystarczy dowolne
zaburzenie, widzenie, czy wspomnienie „nieprzespanej nocy z Królową Wybrzeża”,
żeby zamęt sięgnął zenitu, a tornado zerwało dachówki z rozgorączkowanego
mózgu.
- Pamiętasz?
- Jeśli nie, to przypomnę. Siostra wróciła właśnie z wielkiego świata
i bogata była obrzydliwie. Aż wstyd jej było i musieliśmy schłodzić skrupuły
lodami gdzieś daleko od doświadczonych, czujnych oczu rodzicielskich. Poszliśmy
w plenery na gawędę niezobowiązującą, lecz potrzebną. I fakt, że dziewczęta
dojrzewają wcześniej dostrzegłem jak na dłoni. Na siostrę zwracał uwagę niemal
każdy facet, gdy mnie mijał zimny wzrok impregnowanych miliardem podobnych
westchnień kobiet.
Czas był akurat taki, kiedy „Moda Polska” preferowała polskość i
zamiast promować francuskie stereotypy – oferowała własne produkty, jakościowo
nie ustępujące zgniłemu zachodowi, pomimo bariery zimnowojennych murów.
Wstąpiliśmy jakoś tak bez pomysłu na ciąg dalszy popołudnia, jednak wyszedłem
stamtąd uzbrojony w pierwszą „dorosłą” koszulę i krawat. W domu, pod krytycznym, siostrzanym spojrzeniem, rzecz
uzupełniliśmy spodniami i „wyjściowymi” butami w miejsce pepegów. Dezodorant z
kiosku „Ruchu” i drobny bukiecik sezonowych kwiatów dopełnił wizerunku.
Randka nie miała być tą pierwszą, jednak opakowanie niosło mnie pośród
wzroku niewiast zaskoczonych najwyraźniej moją nieoczywistą odsłoną. One
WIEDZIAŁY, że uszy mam czyste, a marzenia skupione wokół tej jedynej. I nic
więcej nie mogły, jak westchnąć i wspomnieć własne rozterki, nim zdecydowały
się założyć koronkową bieliznę, którą ON miał zdjąć ten pierwszy raz.
Miasto było pełne damskich spojrzeń rzucanych jawnie i ukradkowo.
Droga dłużyła się, bo każdy zakochany wie, jak daleko jest do drugiej połówki,
choćby wybranka mieszkała drzwi-w-drzwi. Kwiaty ciążyły w ręce ciągnięte uśmiechami
tych, którym dawno nikt podobnych nie ofiarował. Tramwaj dygotał trzęsąc
niepokojami podróżnych i tylko drobny pijaczek kołysał się łagodnie, jak suchy
liść na fali podniesionej lipcowym zefirkiem.
- Czy zaskoczyłem? Owszem. Nie tylko JĄ, ale jej mamę również.
Najbardziej jednak siebie i przyszłość, która trwać miała na tyle krótko, żeby
żadne „zawsze” nie mogło się zdarzyć. Wieczność przetrwała kilka lat, trudnych
do policzenia w natłoku wrażeń. Koszula przetrwała zdecydowanie więcej. Może przez
sentyment?
To przynajmniej koszula przydała się dłużej, niż teoretyczna wieczność...
OdpowiedzUsuńfakt. chociaż każdy chyba liczyłby na więcej.
Usuń