poniedziałek, 13 czerwca 2022

I jeszcze!

 

Przyglądała mi się pani o wargach utrwalonych chemicznie, uzbrojona dość ekscentrycznie w co drugi pazur bojowy, pozostałe przeznaczając na działania zaczepne przypadające na czas pokoju. Dwie chude nastolatki jazganiem bezwstydnym zakłócały podróż subtelniejszym duszom, a niektóre wręcz zmuszając do przedwczesnej ewakuacji i spaceru ponad zwiędnięte siły. Glediczie straszą przechodniów cierniami, a rosnące w sąsiedztwie tamaryszki – kuszą miękkością potrafiącą oszołomić wrażliwych na delikatność dotyku. Wysokopienne niewiasty w długich sukniach, albo spodenkach krótkich tak, że trudno je nazwać spodenkami przewijały się przez przedpole mojego widnokręgu raczej anonimowo i niereakcyjnie. Dopiero pani nosząca kołczan prawilności na wieszaku bioder i doskonale osłaniający (zapewne) starannie wystrzyżoną kępkę intymności skłania mnie do zuchwałej hipotezy – w ramach równouprawnienia nosicielka „nereczki” sprawdza, na czym polega fenomen męskiego obnoszenia się z podręczną bronią jądrową zwieńczoną bronią niezbyt białą. Od dawna byłem przekonany, że kobieca wrażliwość jest wystarczająca, aby usprawiedliwić każdą podłość – bez względu na płeć plugawcy. Ja – do dziś nie zdobyłem się na próbę empirycznego zgłębienia wątku noszenia dniem i nocą pełnego biustu. Moja małostkowość wybacza mi ignorancję, miast podjąć wysiłek i spocić się pod wpływem ślinotoku zewnętrza (również płci dowolnej, choć preferencji seksualnych różnych). Przepraszam. Poważnie. Szczególnie, że po brunetce niosącej adekwatną intymność nerki/kępki trafiłem na istotę spłowiałą do beżu, któremu brakowało już niewiele do koloru blond i tam, i tu.

 

Żeby ochłonąć dostrzegam pas zardzewiałych latarni, w tym jedną zwiędniętą. Chyba zaliczyła bliskie spotkanie trzeciego(czwartego) stopnia z kimś, komu trzy pasy ruchu nie wystarczyły do pokonania rozłożonego w czasie zakrętu dziewięćdziesiąt stopni – być może czas w świecie sprawcy biegł inaczej. I wszystko byłoby ok, gdyby nie uśmiech młodziutkiej kobiety, która właśnie skończyła rozmowę telefoniczną z powodu dotarcia na miejsce schadzki i uśmiech miała tak maślany, że masło skisłoby, gdyby musiało  stanąć w szranki. Sukienka – zuchwale krótka, jak tylko wiek pozwala, odsłaniała uda opalone, jakby to był początek września, a nie czas wystawiania licealnych cenzurek. Kiedy wysiadła i potknęła się o własne stopy kilkakrotnie, nim miejski transport pozbawił mnie widzenia – byłem już przekonany. Dziewczątko zakochane było więcej niż śmiertelnie i jakiekolwiek uwagi filtrowała przez sito pierwszej miłości. Cieszę się, że zaburzyłem euforii, choć to jedynie fałszywa motywacja, bo ja nie podpinam się pod cudze znaleziska i sukcesy. Prymitywnie - cieszę się cudzym szczęściem, ilekroć uda mi się je dostrzec.


Tymczasem dostrzegam koronkową robotę w bardzo dojrzałej czerni, spijającej wilgoć z gęstwiny krzewów. Zdawało mi się, że potrafię rozszyfrować pochodzenie czerni, ale jestem gawędziarzem i satyrem, więc zapewne nadinterpretuję każde znalezisko – te majtki miały w sobie więcej obietnic, niż ochrony przed wiatrem, a ich nosicielka (zapewne) nie zdążyła się przywiązać do wiotkiej skądinąd konstrukcji krzewicieli nurtów mody. Moje dość starożytne zastanowienia skłaniają mnie do ekshibicjonizmu, z czym (być może – niestety) jakoś mi nie po drodze. Ale jak wyjaśnić puste, szklane opakowanie po szamponie do włosów na poboczu obwodnicy Miasta, z dala od czegokolwiek, czym dałoby się go spłukać z dowolnie zarośniętej części ciała? Jeśli jakiekolwiek części wolno porastać ciało bezkarnie. Przecież i rów zarósł chwastami odpornymi na brak wilgoci!


2 komentarze:

  1. Może osoba używająca szamponu liczyła na solidny deszcz?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na poboczu drogi pośrodku niczego? i zużyła całą butelkę?

      Usuń