Przyszedł barbarzyńca i zabrał mi oczy, nie wnikając że natychmiast pociekły
mi łzy. Otarł gałki o spodnie noszące ślady wielodniowej potyczki z naturą i
schował do kieszeni pełnej paprochów, strzępków papieru, jakichś liści, czy
Bóg-wie-czego. Zabrał i poszedł, zostawiając moje JA tutaj i unosząc
faworyzowany przez naturę zmysł, odarty ze zdolności ciasną klatką kieszeni,
ogrzewanej z zewnątrz przez z dawna niezaspokojoną chuć. Schizofrenia doznań
zmysłowych usadziła mnie na tyłku – dziecięcym sposobem na wszelkie niedogodziwości
i nieprzychylność świata zewnętrznego. ONE WIEDZĄ INSTYNKTOWNIE – kiedy dzieje
się coś niezrozumiałego, zamiast lamentować po próżnicy – lepiej usiąść i rzecz
przemyśleć, wilgotność zachowując na czarną godzinę.
Nie wiem czy starczyłoby mi zimnej krwi w takiej sytuacji, by siedzieć i myśleć...
OdpowiedzUsuńtrudny temat - płakać, nie mając oczu.
UsuńA skąd wiadomo,kiedy nadchodzi czarna godzina?
OdpowiedzUsuńskoro masz wątpliwości - to jeszcze nie. gdy przyjdzie, wątpliwości znikną.
UsuńNo i masz. Mój komentarz poszedł w krzaki!
OdpowiedzUsuńznajdzie się
Usuń