środa, 22 czerwca 2022

Tu, i teraz.

 

Wczoraj miałem nadzieję, że świat jednak powstrzymał nieprzepartą dotychczas potrzebę gnania do przodu i pochylił się nad minionym. Pani w rajtuzach i „grzecznej” sukience miała na nogach półbuciki, co w obliczu metalowych smarków komiksów dzierganych na skórze, powodzi nieistniejących w naturze barw sierści stanowiło kotwicę, na jakiej zawisłem zachłannie. Obok przedwojennej pani szwendał się młodzieniec z okazałymi „pekaesami” i chociaż krążyli po różnych orbitach życzyłem im wszystkiego najlepszego RAZEM! Nieopodal, ocieniona wiatą przystankową, dramatycznie szczuplutka pani wspinała się na palce, by skosztować warg chłopca. Miałem wrażenie, że przez igielne ucho prześliźnie się niedostrzeżona. A potem były kolejne, równie zajadłe w nienawiści do grama tłuszczu. Serię ucięła łydka wściekłej na nie-wiadomo-co dziewczynki tupiącej nóżką, bo tramwaj miał niewłaściwy numerek. A na jej łydce zakwitł siniaczek w kształcie atomowego grzyba w pełnym rozkwicie.

 

Dzisiaj nadzieja wstąpiła na ścieżkę samounicestwienia. Bo jak to tak, żeby pani na rowerze jechała w skórzanej kurtce i kapciach? Ba! Zaraz potem jechał pan (z mocno przerzedzonym, srebrzystym jeżem na głowie) korzystający z usług tego samego projektanta mody! Gdy chwilę później długowłosa, potrójna nastolatka ujeżdżała swego ogiera w długiej, kwiecistej sukni, uzupełniając strój… skórzaną kurtką i kapciami, poczułem, że świat mocno mnie przerasta. I przeraża.

 

Szczęśliwie bożodrzewy kwitną obłędnie odciągając wzrok od niedoskonałości zmysłów. I miedzianowłosa pani cieleśnie dostatnia – idąc przede mną wzniecała na chodniku małe, zakurzone tornada niebanalnym ruchem pośladków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz