Powinienem być twardy. Jak orzech
włoski, swobodnie zimujący na kaloryferze bez skazy. Nie spękałem, chociaż
łatwo nie było. Nachodzili mnie różni – zdeterminowani, albo żałośni. Z każdym
wypijałem kawę, jeśli tylko pozwolili mi ją zaparzyć. Najgorliwsi, już na wejściu
starali się z mojej twarzy zrobić stek. Naprawdę nie wiem, jak Jezus to
wytrzymywał i dlaczego sugerował ułomnym, by go naśladowali. Zęby? Wszystkie są
prefabrykowane. Rozum? Obity, jakbym boksował od maleńkości. Żaden Rocky nie przeżył
podobnie natarczywej kanonady i równie beznamiętnej. Bałem się wiecznie, jednak
zadzwoniłem na telefon zaufania. Nocą… przyjechali mundurowi. Czarni. Cichcem
zdeptali lubczyk, zawodowo sforsowali zamknięcia i spacyfikowali.
Mnie!
Niektórzy wolą być zamykani dla bezpieczeństwa lub by przetrwać zimę...
OdpowiedzUsuńtylko dlatego, że nie widzą innej szansy na przetrwanie - ktoś, kto nie był skoszarowany przymusowo, albo zamknięty - nie zrozumie, jak boli brak możliwości decydowania.
UsuńCzasem nie da się już być twardym w świecie, gdzie nie ma sprawiedliwości.
OdpowiedzUsuńczyli twardość jest cechą względną, zależną od otoczenia?
Usuń