Słońce wydobywało z niebytu ów
dzień który wydawał się wschodzić rześko i raczej bez większych szaleństw
atmosferycznych. Na zeszłorocznym badylu wyschniętego na Ir wrotyczu usiadł
zgrabny ptaszek w szaro-burym garniturze i wyśpiewywał takie cuda, że musiał
być trzciniaczkiem, a kto wie czy nie słowikiem. Skrzętnie ukryta w słonecznej
powodzi kukułka usiłowała naśladować, jednak jej „śpiew” bardziej nadawał się
dla kolumn zbrojnych maszerujących ku zagładzie i autodestrukcji. Panie, piękne
po nocy w gnieździe męskich (uzurpuję oczywiście, jak każdy szanujący się
szowinista) ramion kołyszą biodrami tak że zahipnotyzowały nie tylko płoche
brzozy, ale także gotowe na każdą perwersję sosny. Osiwiały zeszłej zimy pies zapomniał
o myciu buźki bo zrudział na policzkach jakby nażarł się sosu pomidorowego,
albo co gorsza nachłeptał krzepnącej krwi. Dzieci poznaczyły puzzle kredowymi obrazkami
i pamiętają nawet które z nich uczyniło coś wartego uwagi. Tylko gołębie
posępnie pełnią straż na gzymsach i kominach wentylacyjnych, jakby wiosna ich nie
dotyczyła.
No ale co miałyby te gołębie robić? Kołysać biodrami? Myć buzie? Żreć sos pomidorowy?
OdpowiedzUsuńniechby gruchać. a czemu nie - wszak wiosna sprzyja amorom.
Usuń