Ogrywałem właśnie zeszmaconą piłkę,
kiedy szpak, dotychczas spokojnie dłubiący w zębach i koronie zdziczałej
czereśni, sfrunął mi na ramię. Tokował zawzięcie po szpaczemu wprost mi do
ucha. Zrozumiałem niewiele. Jedynie, że uprawiam beznadziejne zajęcie, a
mógłbym zadbać o dziczejące drzewo, żeby w przyszłym roku owoce zeszlachetniały
i były słodsze. Szpak zdaje się napomknął nieśmiało o sraczce – nie dziwota,
kiedy się żre niedojrzałe owoce.
Acha! Obiecał również, że sprowadzi
się całą rodziną – nawet tą dalszą. Zamieszka na górnej kondygnacji i nie
pozwoli dziatwie wyjadać zdrowych jagód z parteru, ani kalać mojej głowy guanem.
- Kuszący układ - pomyślałem, sięgając
po piłę.
Szpak z zębami? Po Czarnobylu jak nic...
OdpowiedzUsuńnie zaglądałem mu w paszczę, więc nie wiem co (i czym) przeżuwał.
UsuńAle ponoć w zębach dłubał.
Usuńja - głodnemu w paszczę nie zaglądam. domniemywam i uzurpuję.
UsuńGdyby szpakom wystawiać rachunek za zjedzone owoce, odleciałyby na inne drzewa owocowe...
OdpowiedzUsuńnaprawdę? wydawało mi się że jedynie człowiek może być tak otumaniony, żeby świstek papieru skłonił go do zmiany życiowych priorytetów.
Usuń