Na dworze rozszalało się słońce i
wymiotło ludzi w dowolnie wybrany cień, najchętniej połączony z wodopojem. Tylko
fruczak gołąbek pasie się na lobeliach mieszkających na balkonie i walczy z porywami wiatru, żeby sztorm
nie trzepnął nim o coś twardego, czy kanciastego. Jak przedwczorajszego
ślimaka, którego dopadł paszkot i z niebywałą wprawą rozbijał mu muszlę o
granitowe kostki chodnika pożerając każdy miękki skrawek nieboraka, jaki
wynurzył się poza skorupę. W kuchni schnie liść buczynowy o bardzo niezwykłym
kształcie. Oprócz jednej, wątłej gałązki, gdzie rosły liście, jakich się
spodziewać należy po szanującym się buku – pozostała część wybujałej korony
obsiana była liśćmi lancetowatymi i mocno piłkowanymi – widok zachwycający. I jeszcze barszcz rosnący nad brzegiem nie mojej rzeki, w którego cieniu mógłby się skryć
cyrkowiec na szczudłach. Pień gruby niemal jak drzewo, z liśćmi-mutantami i
baldachą kwiatów, jakich każdy czarny bez mógłby pozazdrościć.
O godzinie 19.00 miałam na termometrze 36 stopni - od północy, czyli w cieniu. Ciekawe, jakim cudem jeszcze żyję.
OdpowiedzUsuńbiałko ścina się dopiero powyżej 40 stopni. więc masz jeszcze bufor.
UsuńBufor plus wiatrak przemielający duszne powietrze, plus poradę koleżanki z USA, by spać pod mokrym prześcieradłem.
Usuńczytałem, że to grecki wynalazek
UsuńOho, poszło w spam.
OdpowiedzUsuńodgruzowałem.
Usuń